piątek, 5 listopada 2010

XX GMK

Trudno w to uwierzyć, jak ten czas leci. To już dwudziesta Masa w Gliwicach. Dziś znów udało wybrać się nam nieco większą ekipą już z samego Zabrza, by gościć na tej świetnej imprezie.
W Gliwicach oczywiście były już tłumy, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę to, że w koło ciemno. Jednak plusem była pogoda, która znów nie zawiodła i była jak należy, a nawet ponad miarę pory roku - 16 stopni w Listopadzie? Nie uwierzyłbym, gdyby mi ktoś powiedział jeszcze miesiąc temu, że tak będzie ładnie. No i masa znajomych twarzy, które sprawiają wielką radość już samą swoją obecnością. Dzięki ludzie!
Trasa uległa skróceniu, a na przedzie tym razem jechał ojciec na "nowym", Masowym tandemie. Krótsza trasa jednak okazuje się równie atrakcyjna, bo nie omija żadnego z newralgicznych punktów, w których warto się pokazać z naszą akcją.
Po zakończonej Masie odjechaliśmy na after, co powoli staje się i moją tradycją. Polubiłem ten klimacik wspólnego siedzenia przy ognisku i gadania o wszystkim. Pozytywnie na maksa. Szkoda tylko, że zostaliśmy tak krótko.
Powrót zanotowaliśmy w jeszcze większej grupie, która stopniowo się uszczuplała na zasadzie przejazdu przez okolice zamieszkiwane przez współtowarzyszy. Świetna sprawa taki mały peleton pięknie oświetlonych rowerów, które przemykają zasypiającym miastem. Na koniec dojechaliśmy z Januszem aż na Rokitnicę, gdzie jeszcze długo gaworzyliśmy sobie z towarzyszami, ale nadciągający nocny chłód w końcu nas stamtąd wygonił w drogę powrotną, a kilka kropel z nieba dodatkowo nas zdopingowało do szybszego powrotu.
I tak upłynęło kolejne, piątkowe popołudnie, pod znakiem roweru.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)