Dziś było zaplanowane już dzień wcześniej na afterze. Czekałem tylko na ustaloną godzinę i potwierdzenie, że nic się nie zmieniło. Podjechaliśmy na miejsce ustawki i niemal od razu przyjechała reszta ekipy. Taki oto sześcioosobowy peleton obrał kurs na sławetną dolinę pełną złotego kruszcu i błota. Trasa to tegoroczne odkrycie i sprawdzony sposób na spokojne dotarcie do celu. Z Gajdzikowych Górek niebieskim zabrzańskim szlakiem dojechaliśmy do bytomskiego czerwonego i od tej chwili już bytomskimi luksusowymi leśnymi ścieżkami zmierzaliśmy do celu.
Nie obyło się bez atrakcji, bo oto na asfaltowym fragmencie usłyszeliśmy wpierw niezły huk, a później syk. Okazało się, że trzeci raz w tym roku przyszło mi zmieniać dętkę, a uszkodzenia były dość rozległe. Przecięty fragment opony trzeba było zabezpieczyć, za radą Skuda, łatką. Dętki łatać mi się już nie chciało, więc po prostu wymieniłem ja na zapasową. Po kilkunastu minutach byliśmy gotowi by jechać dalej i tym razem już bez takich przygód dotarliśmy do kanionu, na którego dnie, nad jeziorkiem, urządziliśmy sobie dłuższy postój i foto sesion.
Po tym dłuższym postoju zaniepokojeni odrobinę ciemniejszym niebem, postanowiliśmy wspiąć się spowrotem na górę i podjechać na RedRock, czyli jak to pięknie i profesjonalnie się nazywa hałdę popłuczkową. Tam Skud u Rychu oddawali się przyjemności zjeżdżania ze stromych zboczy w dół, spróbowałem więc za ich małą namową i ja. Świetny zastrzyk adrenalinki, tylko teraz odczułem lekki brak SPD, gdy buty odrywały się od pedałów. Drugi raz jednak nie miałem już ochoty próbować, bo wchodzenie nie należało do najprzyjemniejszego.
Po tym dłuższym postoju zaniepokojeni odrobinę ciemniejszym niebem, postanowiliśmy wspiąć się spowrotem na górę i podjechać na RedRock, czyli jak to pięknie i profesjonalnie się nazywa hałdę popłuczkową. Tam Skud u Rychu oddawali się przyjemności zjeżdżania ze stromych zboczy w dół, spróbowałem więc za ich małą namową i ja. Świetny zastrzyk adrenalinki, tylko teraz odczułem lekki brak SPD, gdy buty odrywały się od pedałów. Drugi raz jednak nie miałem już ochoty próbować, bo wchodzenie nie należało do najprzyjemniejszego.
Chłodne podmuchy wiatru i ciemne niebo rozgoniły nas do domów, by zaopatrzyć się w nieco prowiantu, kiełbę i coś cieplejszego na siebie. Wieczór spędziliśmy w nieco większym gronie, bo został zaplanowany również wczoraj i obejmował wspólne ogniskowanie. Tak minął kolejny, rowerowy dzień. Jeden z najlepszych, mimo poważnej kontuzji kolana i trzeciego kapcia.
Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńco to za model Gianta?
OdpowiedzUsuńYukon Disc http://www.bikestats.pl/rowery/Morfina_7409_7978.html
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ta grupa taka hermetyczna, bo z chęcią bym z Wami poogniskował :)
OdpowiedzUsuńOj tam, zapraszamy! Następnym razem napiszę sms'a, lub śledź forum :)
OdpowiedzUsuń