Jeśli masz małe dzieci, z pewnością kojarzysz wbijającą się w mózg piosenkę: idziemy do zoo, zoo, zoo! Zatem dziś mieliśmy gwarancję, że utwór ten o niewielkiej wartości artystycznej będzie nam co jakiś czas brzmiał w głowach za sprawą wycieczki do zoo właśnie. Chorzowskiego, żeby była jasność. Cóż tu wiec dużo mówić? Pakujemy się całą rodziną do naszego przestronnego Forda, pieszczotliwie zwanego Czarną Perłą i obieramy kurs na Chorzów. Z parkowaniem nie mamy większego problemu, zwłaszcza, że dziś nie dzieje się tutaj zupełnie nic ciekawego. Uiszczamy stosowną opłatę za postój, kupujemy wejściówki i... zaczynamy zwiedzanie.
Po przekroczeniu bramy mamy nie lada dylemat: w którą stronę pójść? Żaden znak, wytyczona ścieżka czy jakakolwiek pomocna dłoń. Idziemy więc na chybił-trafił w lewo powoli zbliżając się do pierwszego ogrodzonego obszaru. Trafiliśmy na flamingi i inne ptaki żyjące w pobliżu niewielkiego jeziorka. Brak tu jednak jakieś ciekawej informacji i w zasadzie czegokolwiek prócz samych zwierząt kryjących się przed wścibskim wzrokiem przybyszy.
Cóż, może dalej będzie lepiej? A tam za rogiem? Zagroda z drobnymi zwierzątkami dedykowanymi dzieciakom? Jak się szybko okazało i to można był po prostu spartolić. Mimo naszych wysiłków największą atrakcją dla naszej czterolatki były... odpustowe stragany, które wyrastały gęściej, niż grzyby w dżdżysty wrzesień. Co krok stoiska z lodami, pluszakami, balonikami, magnesami i całym tałatajstwem made in china. A gdy już myślisz, że udało ci się zwrócić uwagę dziecka na zwierzęta... za rogiem pojawia się ogromny plac zabaw. Koszmar!
Właściwie to na tym poprzestanę. Na każdym kroku widać, że obecnie zoo nie cieszy się największą popularnością i daleko mu do lat świetności. Ogromny obszar jest zagospodarowany dość chaotycznie i wyraźnie niedoinwestowany. Zwierzęta też nie są jakoś szczególnie atrakcyjne. Nie wiem, czego bym się tu spodziewał, ale poza pingwinami, nosorożcem i kilkoma żyrafami może warto byłoby postawić też na jakieś prawdziwe wow? A może właśnie nie robić tutaj niczego spektakularnego, tylko przygotować konkretną ścieżkę dydaktyczną i zadbane wybiegi dla zwierząt dające im możliwie najlepszy komfort życia w zamknięciu? Bo przecież coraz bardziej sprowadza się rolę ogrodów zoologicznych do ratowania życia zagrożonych gatunków zwierząt pozostawiając rolę atrakcji turystycznej na drugim miejscu? Tak, czy siak, byliśmy umiarkowanie zadowoleni z tej wycieczki. Może i dzieciaki zobaczyły prawdziwego słonia, ale zapamiętają... prawdopodobnie tylko stoisko z maskotkami.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Śmiało, zostaw komentarz :)