czwartek, 12 sierpnia 2021

Matka Piekarska

Dzisiejsza wycieczka od początku była planowana dla mnie jako niespodzianka dla Żony. Wiedziałem, że kiedyś tu była wspominając mi o tym dopiero po fakcie. Zresztą, oboje często się mijaliśmy, nim w końcu wpadliśmy sobie w objęcia i już tak zostaliśmy zobowiązując się trwać już we dwoje. Gdy więc tylko udało się wynegocjować u dziadków przechowanie wnuków wsiedliśmy do naszego czarnego bolidu by już za kilkanaście minut móc podziwiać ciche i zatopione w modlitwie sanktuarium Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej - przez wielu nazywane duchową stolicą Górnego Śląska.
Wstyd się przyznać, ale tak naprawdę ja byłem tu dziś pierwszy raz - jakoś bliżej mi było zawsze na Górę św. Anny. Może i jest w tym jakaś prawidłowość, że do tego miejsca trzeba dorosnąć, do pielgrzymek mężczyzn i kobiet, które są dwiema największymi. Dziś jednak jesteśmy z dala od pątniczego głównego nurtu - w Bazylice tylko nas dwoje i kilka rozmodlonych osób oraz krzątający się w przygotowaniach do ślubu kościelny. Podziwiamy ogrom zdobień, malunków i tego całego blichtru, który udało się przez setki lat zgromadzić na tej małej przestrzeni. Osobiście bardziej gustuję w maleńkich kościółkach, jak choćby ten z Borek Wielkich, niżli w tym chaosie. 
Idziemy na spacer wokół Bazyliki nieco niepocieszeni, że do żadnej z tutejszych kapliczek nie można nawet przez okienko zajrzeć. Wszystko wokół zamknięte na głucho, postanawiamy więc iść w stronę parku i wzniesienia, na którym znajduje się piekarska kalwaria. Po drodze mijamy figurę św. Anny i od razu na naszych ustach maluje się uśmiech. Powoli wkraczamy do parku.
Ponieważ historia samej piekarskiej parafii sięga niemal 700 lat wstecz, a kultu Maryjnego w tym miejscu niewiele mniej, zainteresowanych odsyłam do strony Sanktuarium, gdzie wszystko zostało opisane zgrabnie do tego stopnia, że żal mi było cokolwiek napisać po swojemu. Choć może sam dodałby od siebie nieco więcej nudnych danych o samej Świątyni i Kalwarii, których jednak nie znalazłem nawet na Wikipedii. Czyli jednak historia samego kultu jest tutaj niekwestionowanie najważniejsza.
Kończymy spacer jednak nieco niepocieszeni. Teren wokół kalwarii zdaje się być niezagospodarowany i jakby bez pomysłu. Brak tu choćby jakieś tablicy informacyjnej, choć wszędzie wokół widać krzątające się ekipy porządkowo-remontowe. Może jeszcze kolejny rozkwit tego miejsca jest przed nami? Z pewnością jednak jeszcze tu wrócimy - kto wie, może porwiemy się w nurt jakieś pielgrzymi i wtedy przyjdzie nam jeszcze zachwycić się tym miejscem? Dziś jednak tylko cicho i pokornie wzdychamy o opiekę u tej wyjątkowej patronki Śląska, cichego świadka trudnych dziejów tej ziemi.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)