Miło pomyśleć, że jest środa, popołudnie i zaczyna się już weekend. Nie trzeba też było się martwić o wyjście na rower, bo wraz z ostatnim kęsem obiadu zadzwonił telefon z zaproszeniem, by gdzieś się ruszyć. Zgodziłem się od razu, a za cel obraliśmy sobie zmieszczenie się jedynie w jakiś dwóch godzinkach. Nasze koła skierowaliśmy wpierw na niebieski szlak (mnie trafia), czyli obwodnicę Zabrza, by już po chwili opuścić granicę naszego miasta i przemieszczać się komfortowymi, leśnymi duktami w Bytomiu. Tak dobrze nam się jeździło, że trafiliśmy w końcu aż do parku w Reptach.
Przybyło nowych tabliczek, a sztolnie wciąż nieczynne prze wysoki poziom wody. |
Po szybkim "zwiedzeniu" Szybu Ewa i konsultacji z lokalnymi mapami, oraz zegarkiem, uznaliśmy, że pora wracać, a na dobrą sprawę ciężko było się zorientować gdzie właściwie jesteśmy, bo każda mapa pokazywała coś innego. Ostatecznie jednak mój zmysł orientacji poprowadził nas w dobrym i malowniczym kierunku wśród pól i pojawiających się znikąd wiaduktów.
Jeden z dawno już nieużywanych wiaduktów. |
Wyjątkowo drogami przez Ptakowice, Zbrosławice i Wieszowę. Wśród tej sielankowej scenerii wypatrzyłem gdzieś na horyzoncie Górę św. Anny - czyli mój ukochany skrawek nieba. Ten optymistyczny widok wywołał mój uśmiech o dodał sił, by kręcić dalej już w stronę domu w blasku zachodzącego powoli słońca.
Gdzieś tam, w słońcu skąpana Góra św. Anny. |
Gdzieś ty tą górę wypatrzył ja nic tam nie widzę :P
OdpowiedzUsuńCo ja poradzę, że nie miałem tele x500 lub więcej ;P
OdpowiedzUsuńAA to trzeba było tak od razu :D
OdpowiedzUsuń