sobota, 21 kwietnia 2012

śląski Park Śląski

Dzisiejsze prognozy pogody same nie były pewne co powinny mówić, a czego nie, dlatego wzięliśmy sprawy w swoje ręce i po krótkich ustaleniach postanowiliśmy wraz z Piernikiem ruszyć szacowne cztery litery. Za cel obraliśmy sobie WPWiK, który od właściwie kilku dni nosi nową nazwę "Park Śląski". Żeby jednak nie dotrzeć tam od razu i bez większych przygód, trasę wytyczyliśmy sobie bytomskimi terenami poprzemysłowymi i licznymi hałdami, które z każdej strony otaczają to miasto.
Miały być przygody, więc zaczęły się już na granicy z Miechowicami, gdzie odkryliśmy, że jedna z ciekawszych tras jest raczej nieprzejezdna za sprawą ostatnich deszczów, co nie było wielkim zaskoczeniem, wszakże błoto zalega tam nawet po miesięcznych upałach i suszach, ot taki mikroklimat. Na szczęście w zanadrzu mieliśmy jeszcze pewną alternatywę, tu jednak problemem okazał się nadmiar możliwych dróg. Po konsultacji więc z nawigacją w wersji papierowej i przejechaniu niepotrzebnie kilkuset metrów wydumaliśmy wspólnie "jak to leciało" i nasze rowery chwilę później mknęły już postapokaliptyczną równiną po dawnej hucie Bobrek w stronę centrum Bytomia. Gdy już pozwiedzaliśmy co piękniejsze architektonicznie wille w centrum, czekała nas mniej przyjemna dalsza przeprawa w stronę Chorzowa uliczkami, które tym razem wyglądały na zapomniane już chyba nie tylko przez władze miasta - aż chciałbym porównać do Czarnobyla, mogłoby się jednak okazać, że porzucone od trzydziestu paru lat miasto w Ukrainie do dziś wygląda na bardziej zadbane... Widok kolejnych ogromnych połaci hałd wydawał się o wiele bardziej estetyczny, powzięliśmy więc taki właśnie kierunek.
Im bliżej Chorzowa, tym bardziej zielono i więcej zakładów przemysłowych za razem chciałoby się stwierdzić. W oddali majaczył teren kopalni Polska i niedawno odwiedzona przeze mnie elektrociepłownia ELCHO. My za to mijaliśmy ogromne zakłady azotowe, w których naszą uwagę przykuła zwłaszcza bocznica dla cystern, nad którą górowały liczne, potężne zbiorniki paliwa o pojemnościach 1 i 2 tys m². Dalej już nie było takich atrakcji, bo krajobraz zmienił się na typowe śląsko-polskie przedmieścia, z których udało się w końcu dotrzeć do naszego celu - chorzowskiego Parku.
Sam park jest przykładnym w skali europejskiej sposobem rekultywacji terenów poprzemysłowych. Decyzja o jego utworzeniu zapadła w grudniu 1950 roku na posiedzeniu Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach. Obszar był w ok, 75% pokryty hałdami, pogórniczymi odpadami, biedaszybami, zapadliskami, bagnami i wysypiskami oraz w niewielkim obszarze terenami o charakterze rolniczym. Aby przywrócić do życia tak zdewastowany krajobraz w 600 ha łąk, lasów, ogrodów i skupisk nietypowych gatunków roślin i zwierząt trzeba było przemieścić ok.3,5 mln.m³ oraz dowieźć pół miliona m³ ziemi rodnej i torfu. Tak wg. projektu prof. Władysława Niemirskiego powstał więc jeden z największych parków śródmiejskich w Europie.
Aż 13 ha zajęła część festynowa wraz z dużym kręgiem tanecznym, gdzie co wieczór dobywały się imprezy taneczne i artystyczne. W latach 50 wybudowano Stadion Śląski, zoo, wesołe miasteczko, planetarium, zaczęła kursować nizinna kolejka wąskotorowa. W 1967 roku ruszyła kolejka linowa „Elka”. Spacerowicze mieli do dyspozycji 70 km alejek, 2400 ławek, 850 foteli i leżaków. W niedziele i święta przychodziło do parku nawet 150 tys. osób.
fot.: Piernik
Po zwiedzeniu parku postanowiliśmy jeszcze pozwiedzać sam Chorzów w czym znacząco pomógł nam remont estakady, co uniemożliwiło sprawny powrót najprostszą drogą. Pojechaliśmy więc deptakiem, na którym od dziwo nie dominowały banki, a kamienice wzorcowo wręcz pokazywały różnice między polską, a niemiecką moderną. Tak dotarliśmy w końcu w stronę Świętochłowic - tej dziwnej krainy, gdzie ścieżki rowerowe są i to w dodatku w lepszym stanie niż sąsiednie ulice. Nie rozczulaliśmy się jednak nad ich pięknem zbyt długo, wszakże "z górki" jedzie się najprzyjemniej i mimo lekkiej niedyspozycji kolan Piernika dość sprawnie  przemknęliśmy przez Rudę Śląską w stronę Zabrza, gdzie tradycyjnie zanotowaliśmy kres kolejnej wędrówki - dla mnie o dziwo najdłuższej w tym roku...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)