niedziela, 22 kwietnia 2012

Teatr "A" - Sennik Józefa

Od razu podnieśmy poprzeczkę, a właściwe rzućmy ją gdzieś daleko, byleby nam jakiś pies nie przywlekł jej spowrotem ucieszony nieoczekiwanym przejawem chęci z nim zabawy. Józef jedenastu braci miał:  Rubena, Symeona, Lewiego, Judę, Issachara i Zebulona; Beniamina; Dana i Naftalego; Gada i Asera. Miał to szczęście być wśród całej dwunastki być umiłowanym synem i nadto obdarzony niebezpiecznym darem - snami, które potrafił interpretować, a w których bracia oddawali mu pokłon. Niebezpieczna mieszanka, która musiała zaowocować tym, że bracia dadzą mu nieźle w kość. I jak wiemy wszystko dalej kończy się źle, posadźmy więc jeszcze dzieci na widowni i zobaczmy co się stanie, gdy puścimy wodzę fantazji...
No właśnie - nie mam bladego pojęcia (a właściwie nawet mam) w jaki sposób można było wpaść na tak znakomity pomysł. Tym, którzy nie mieli okazji jeszcze zobaczyć spektaklu od razu radzę przygotować się na sporą dawkę śmiechu - spora część polskich kabaretów mogłaby się tu wiele nauczyć. Wrzućmy więc Józefa do koszyka i przyprawmy mu psi ogon i uszy, a z jego braci zróbmy także psy - pasterskie jak najbardziej. Zdaje się, że motyw przewodni się zgadza nawet w tym względzie, że często nasze czworonogi także zdają się miewać sny - czy nie zabawnie wtedy się zachowują?
Psliczny, znaczy śliczny kocioł nam się już zrobił i aż łapki swędzą by stuknąć tu ze dwa, albo tuzin psich przysłów chociażby. A przecież nie tylko do przysłów można się odnieść, wszakże nasze przyjacielskie czworonogi i swoją naturę mają i charakter, co zresztą zapewne wiele osób, w tym najmłodsi, tak w nich kocha (już śpieszę z wytłumaczeniem, że jednak pozostaję wielkim zwolennikiem kotów, ale obiektywizmy chyba jakiś zachowuję, prawda?).
Wróćmy jednak do Józefa, bo bracia, jak to bracia, żrą się między sobą jak psy i ostatecznie nasz bohater zgodnie z fabułą ląduje w studni. Tylko komu można podrzucić takiego psiaka, by nie wyjść z tego bez smakowitej kostki? O tak, sprzedajmy go jakiemuś kotu! Toż to zgroza i nauczka będzie dla niego, by niektóre sny trzymać za zębami! I tak Józef trafia w ręce kociego kupca na wielbłądzie (tu naprawdę wielkie brawa za ciekawskiego wielbłąda, który zafascynował mnie do reszty swoimi kocimi ruchami). 
Oczywiście w Egipcie - stereotypowej aż do bólu kociej krainie - ufny szczeniak wpada w kolejne kłopoty i trafia do lochu splątany włóczką. A gdy nie ma do kogo pyska otworzyć i z największym wrogiem można się zaprzyjaźnić i znaleźć wspólny cel - chociażby małe wspólne ćwiczenia z całą widownią pod przewodnictwem rozszalałej pchły! I podświadomie zakorzenia się tu aż dwa zdrowe zwyczaje: sport to zdrowie, a nadto honorowe krwiodawstwo - oczywiście mocno symbolicznie kropla na scenie uratuje naszą pchłę
Czy wspomniałem już o samym sposobie prezentacji snów? Zatem... nie zdradzę, bo to było znów coś fascynującego i niewiarygodnie minimalistycznego za razem. Gra światła i cieni opatrzona trafnymi komentarzami, nie tylko ze sceny. I stylowo wszystko dobrze się kończy, sny, które przysporzyły Józefowi kłopotów - ratują go z ciemnego lochu. Rodzina i przyjaciele w komplecie - happy end , świetna zabawa także, a może nawet komuś łezka się w oku zakręci na wspomnienia własnego dzieciństwa? Całe przedstawienie działa bardzo mocno na wyobraźnię i w każdym punkcie budzi pozytywne skojarzenia bawiąc za równo dorosłych, jak i dzieci, którzy śmieją się wspólnie w tych samych momentach, nawet jeśli z zupełnie innych powodów. 
 Słowem "Genialnie" i tylko jedna maleńka prośba wyrażona zwłaszcza przez na początku nieco przerażonych najmłodszych uczestników: "Heeeeej! Światła! Więcej Światła! Dobry wieczór Państwu! Wspaniale, że tutaj jesteście..." (że tak pozwolę sobie zacytować z zupełnie innej beczki Judasza).

Polecam
~Serafin.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)