sobota, 1 czerwca 2013

Na kole ku... zabrzańskie wieże

Tylu rowerzystów Pstrowski od roku nie widział.
Na kole jechaliśmy już ku zabrzańskim familokom, a późną jesienią ku światłu. Dziś kontynuując myśl zwiedzania miasta na rowerze obraliśmy za temat przewodni wieże - jeden z najbardziej charakterystycznych motywów na śląskim horyzoncie. Nie zabrakło oczywiście deszczu, choć początki wydawały się obiecujące...
Dali mi mikrofon - to był błąd.
Pod pomnikiem Pstrowskiego, tradycyjnym miejscem startu rajdu, zebrało się ku naszemu zdumieniu aż 52 rowerzystów i sympatyków architektury w jednym. Bez ociągania więc ruszyliśmy do pierwszego punktu oddalonego zaledwie o kilkanaście metrów na terenie Szpitala Klinicznego nr 1 im. prof. Stanisława Szyszko. Tutejsza wieża będąca nieodłączną częścią całego kompleksu budynków szpitalnych pełniła dwie, a nawet trzy funkcje: wieża kominowa, ciśnień i suszarnia. Powstała w 1904 roku wg. projektu architekta Arnolda Hartmanna z Berlina   w nawiązaniu do stylu secesyjnego z elementami neobaroku. Wysoka na 39 metrów, zdobiona w górnej części elementami muru pruskiego oraz półkolistymi wykuszami wzbogacającymi bryłę wieży, które powstały właściwie ze względów czysto praktycznych - by umożliwić obejście zamkniętego wewnątrz zbiornika.

Zdjęcie dzięki uprzejmości Goofiego 
Spod pięknej i ciągle w niezłej formie wieży ruszamy dalej, w stronę kolejnej, choć już nie tak wyróżniającej się na zabrzańskiej panoramie budowli. Brudna cegła i spinające ją stalowe obejmy sprawiają wrażenie, jakby nie tylko lata świetności miała już za sobą, ale i ostatkiem sił w ogóle trzymała się jeszcze "w kupie". Nie do końca to jednak prawda, bowiem konstrukcja gigantycznego i wielofunkcyjnego komina wędzarniczego i chłodni miejskiej rzeźni jest jak najbardziej przemyślana i trzyma się nieźle.
Rzeźnia lata świetności ma już za sobą, choć nadal imponuje rozmachem.
Sam pomysł jej zbudowania sięga 1901 roku, kiedy to staraniem samodzielnych wtedy gmin: Stare Zabrze, Małe Zabrze, Dorota i Zaborze, podjęto decyzję o budowie zakładu. Położona w atrakcyjnym miejscu, blisko szlaku kolejowego Gliwice-Katowice Miejska Rzeźnia  (Städtischer Schlachthof)  funkcjonowała w oparciu o uchwalony w styczniu 1895 roku statut, który zakładał monopol w zakresie uboju, handlu mięsem i opieki nad zdrowiem zwierząt na terenie założycielskich gmin. W latach 1914-16 rzeźnia została zmodernizowana. Wśród ciekawostek warto także dodać, że w drugiej połowie lat trzydziestych w willi dyrektora otwarto Miejską Izbę Regionalną, która z czasem przekształciła się w obecne i patronujące dzisiejszemu rajdowi Muzeum Miejskie.
Goofy nie krył zainteresowania i zdumienia.
Trzecim punktem na trasie jest najbardziej "kosmiczny" w swej formie, jeśli tak mógłbym to ująć i z całą pewnością mógłby konkurować z katowickim Spodkiem. Mowa oczywiście o najwyższej z trzech zabrzańskich wież ciśnień, położonej przy ul. Zamoyskiego, niedaleko Skansenu Luiza. O obiekcie pisałem już zamierzchłe trzy lat temu, pozwolę się więc powtórzyć, uzupełniając o garść nowych informacji, które w międzyczasie zdobyłem.
Wbrew sprzecznym informacjom z dwóch różnych publikacji, wieża wg. projektu  Augusta Kind i królewskiego radcy budowlanego Friedricha Loose została ukończona po dwuletniej budowie w 1909 roku. Jak większość tego typu budowli powstała ze zwykłej potrzeby na zaopatrywanie w wodę mieszkańców i okoliczne zakłady, choć "okolica" to tutaj bardzo rozległe pojęcie, bowiem macki rurociągów docierały aż po gliwicki dworzec PKP! Przy okazji jest to najwyższa zabrzańska wieża ciśnień - 46 metrów wysokości i położenie na jednym z najwyższych obszarów obszarów Zabrza sprawia, że stała się nieodłącznym elementem każdej panoramy obok kominów elektrociepłowni i kopuły dawnego hotelu "Admiral Palast".
Wieża przy ul. Zamoyskiego zawsze pobudzała wyobraźnię.
Potężna budowla została zaprojektowana na planie ośmiokąta ma około 19 metrów średnicy. Kopuła wspiera się na głównym filarze, który skrywa 135 stopni klatki schodowej i całą infrastrukturę wodociągową prowadzącą do dwóch zbiorników o łącznej pojemności 2 tys. m³, oraz ośmiu przyporach, które u podstawy zamykają przestrzeń pod  trzykondygnacyjną część mieszkalno-biurową. Po wielu perypetiach obiekt wrócił w ręce miasta i w najbliższym czasie możemy wyglądać pierwszych prac adaptacyjnych, po których wieża ma zostać włączona w szereg atrakcji Zabrza - miasta turystyki przemysłowej, jak dumnie głoszą slogany.
W deszczu, choć na szczęście "tylko" kropi.
Z odległych czasów historii trzeba teraz wykonać szybki skok w teraźniejszość, bowiem dalsza trasa wiedzie nas obok nazbyt współczesnej konstrukcji - wieżowca TEMED'u. To już niestety typowy biurowiec, który lata świetności ma za sobą i raczej nikt mu nie wróży równie świetlanej przyszłości jak ponad stuletnim budynkom w pobliżu. Prawdę mówiąc pewnie nikt by nawet za nim nie zapłakał, może poza faktem, że mam blisko z pracy na pocztę.
Nieplanowane zwiedzanie wnętrza gratis.
Kolejną, starszą konstrukcją jest cały kompleks budynków Państwowej Straży Pożarnej, który zwieńcza kolejna wieża. Decyzja o budowie zapadła w latach świetności Donnersmarck Hütte, kiedy okazało się, że maleńka, zakładowa straż już nie wystarcza. Usytuowanie też nie było przypadkowe - bliskie sąsiedztwo budynków ważnych urzędników, a dalej osiedle Zandka. Budynki powstały w 1907 roku wg. projektu hutniczych architektów Konrada Segnitza i Maxa Bogatzka. Styl historyzmu z elementami secesyjnymi oraz dekoracyjnymi fragmentami szachulcowymi nawiązuje do zamysłu całego osiedla nazywanego osiedlem  Donnersmarck'a.  Pięciokondygnacyjną wieżę wieńczy taras obserwacyjny zdobiony drewnianymi arkadami.
Wraz z Policją i Strażą czuwamy nad bezpieczeństwem uczestników.
Wśród ciekawostek można dodać, że niemal żaden ze strażaków nie wie jaka jest jej wysokość, którą na podstawie wysokości drabiny jednego z wozów ustalono na około 45 metrów. Druga z ciekawostek jest natomiast taka, że kilka lat temu okazało się, że wieża jest odchylona od pionu o około 7°, przez co nie mogą się na niej odbywać zawody sprawnościowe, w których przez kilka lat właśnie zabrzańscy strażacy byli najlepsi w Polsce. Trzecia ciekawostka jest natomiast taka, że z pierwotnych trzech funkcji wieża pełni obecnie już tylko jedną: suszone są w niej węże strażackie. Wcześniej pełniła oczywiście rolę obserwacyjną i ćwiczebną.
Niechętnie ruszamy w dalszą drogę po sympatycznym przyjęciu przez strażaków, tym bardziej, że przed nami dreszczyk emocji - przejazd przez Zandkę, która zbyt pochlebnych opinii w kwestiach innych, niż uroki architektury z lad świetności wielkiej huty nie posiada. Swoją drogą jedziemy właśnie wzdłuż terenów, które niegdyś należały do Huty Donnersmarcków docierając pod kolejnego kolosa wśród zabrzańskich zakładów - niegdyś największej kopalni "Ludwik", która swoją działalność zamknęła całkiem niedawno, bo w 1991 roku. Niestety przez tych naście lat z powierzchni zdążyły poznikać liczne zabudowania, a szczęście w nieszczęściu takie, że najpiękniejsze pozostały i mają się coraz lepiej.
Wyobraźcie sobie te budynki tętniące życiem, oddychające kominami.
Historia interesującego nas zespołu budynków po kopalnianych z samotnym szybem "Tadeusz" na czele sięga aż 1852 roku, kiedy to odkrytemu tu polu górniczemu nadano imię „Ludwigsglück”. Kopalnia przechodziła kilka razy z rąk do rąk ostatecznie trafiając do berlińskiego przemysłowca Alberta Borsiga, który dzierżawił także pobliską kopalnię „Hedwigswünsch”. Wydobycie ruszyło (dosłownie) pełną parą dopiero w 1873 roku wraz z postępującą rozbudową naziemnej części zakładu. W 1899 roku podziemną część kopalni niemal doszczętnie zniszczył pożar, a po nim wody dołowe, które zalały wyrobiska gdy woda przestała być wypompowywana przez strawione ogniem urządzenia.
 Ani ogień, ani woda nie były jednak powstrzymać człowieka od wydobywania węgla, dlatego już na początku XX wieku przeprowadzono kompleksowy projekt przebudowy zakładu. Do 1910 roku powstała nowa cechownia, szatnie, łaźnie i biura, a następnie zaplecze techniczne, w tym nowoczesna rozdzielnia elektryczna, ślusarnia z kuźnią, ciesielnia, portiernia, markownia oraz hotel robotniczy. W 1920 roku kopalnia stała się własnością spółki „Borsigwerke” AG. I choć w drugiej połowie XX wieku przebudowano typowy układ małej kopalni w wydajny zakład produkcyjny, zachowały się najbardziej charakterystyczne obiekty, które dziś odzyskują dawny blask.
Za chwilę lunie deszcz, a mój rower odmówi posłuszeństwa.
Po '45 roku kopalnia trafiła w ręce państwa ciągle się rozwijając i nie raz będąc "przykładną polską kopalnią" nie raz trafiając na pierwsze strony propagandowej prasy. W 1958 roku połączono ją  z kopalnią "Concordia" pod wspólną nazwą ”Ludwik-Concordia”. Złoża węgla jednak szybko się wyczerpały i największy zakład ratowano połączeniem z KWK Pstrowski. W latach 1987–1991 zasypano oba szyby co przypieczętowało koniec, powoli przystępując do rozbiórki budynków kompleksu. W 1992 roku większa część zespołu pola „Ludwik” KWK Pstrowski została wydzierżawiona Przedsiębiorstwu Górniczemu DEMEX sp. z o.o., które od 1999 roku jest właścicielem nieruchomości i użytkownikiem wieczystym gruntu. Spółka postarała się by decyzją Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, zespół zabudowy Kopalni „Ludwik” został wpisany do rejestru zabytków „A” województwa śląskiego. Od tego czasu prowadzone są prace konserwacyjne, a pierwszy blask odzyskał "Dom Kawalera", który znajduje się przy samej ulicy. Aktualnie trwają prace konserwatorskie i adaptacyjne w pozostałej części zabudowy i spod warstwy minionych lat wydobywany jest pierwotny urok czerwonej cegły przeplatanej jasnymi akcentami i robiącymi wrażenie zdobieniami. A skoro dba o to ktoś tak samo, jak o Szyb Maciej, jestem spokojny jak nigdy.

Znów brak zdjęcia ratuje Goofy
Niespokojny za to jestem o los kolejnej, trzeciej i ostatniej z zabrzańskich wież ciśnień, która znajduje się na terenie wspomnianej już dziś huty. A warto o niej przypominać, bowiem dziedzictwo  Donnersmarck Hütte rozpada się od kilku lat na naszych oczach. Warto, bo to najstarszy obiekt tego typu na śląsku - pochodzi z 1871 roku. Warto, bo rozkradziona przez złomiarzy z niemal wszystkich możliwych elementów metalowych zagraża powoli przechodniom. Warto bo... to także symbol Zabrza - resztką dumy i zniszczonym dachem górująca nad znikającymi hałdami, tętniącą życiem miejską aortą ulicy prof. Religi i jakże popularnym marketem.
Wieżę wzniesiono w stylu uproszczonego neogotyku, zwanego także rzadkim stylem "niżu nadbałtyckiego",  ma konstrukcję bardzo typową dla tego rodzaju hydrotechnicznych dzieł. Wysoka na około 30 metrów wieża posiada  oparty na kamiennym cokole  trzon w formie nietynkowanego ceglanego „kielicha” zwężającego się ku górze, zwieńczony jest stalowym zbiornikiem obudowanym dwunastoboczną, drewniano-metalową konstrukcją z niewątpliwie pięknym w czasach świetności deskowaniem. Całość nakryta spłaszczonym stożkowym dachem z czterema charakterystycznymi lukarnami. 
Z powodu ulewnego deszczu odpuszczamy już przejazd obok wieżyczek Teatru Nowego i drugiego z wieżowców - Mostostalu. Jedziemy wprost do ostatniej wieży - szybu "Carnall" dawnej  Königin Luise Grube. Wita nas największa tutejsza atrakcja, czyli wciąż działająca parowa maszyna wyciągowa wyprodukowana w 1915 r. w hucie Prinz Rudolf w Dülmen, o mocy 2 tys. koni mechanicznych.
Skansen Górniczy „Królowa Luiza” powstał na terenie założonej w 1791 r. kopalni. "Carnall" jest najstarszym i jedynym działającym do dziś szybem "Luizy", który swoją nazwę wziął od nazwiska Rudolfa von Carnalla - w 1856 roku dyrektor Wyższego Urzędu Górniczego we Wrocławiu, któremu podlegała także zabrzańska kopalnia. Szyb nieustannie pogłębiano i przebudowywano osiągając głębokość 270 metrów (1873 r.). Cztery lata później zdemontowano zainstalowaną w nim maszynę parową o mocy 180 KM, która ówcześnie odwadniała kopalnię, a w jej miejsce powstała istniejąca po dziś charakterystyczna wieża szybowa. W 1912 roku szyb osiągnął swą ostateczną głębokość 503 metrów.

Zimna Yerba z zabrzańskiego Czajnika i nagrody.
Co ciekawe, w 1965 roku dyrekcja ówczesnej wtedy kopalni "Zabrze" wraz z PTTK wpadła na pomysł, by w obliczu wyczerpanych złóż węgla otworzyć kopalnię dla turystyki. Tak powstał Ośrodek Propagandy Górnictwa, w którym przybywający turyści mogli zjechać aż na poziom 503 i zwiedzić kopalnię w naturalnych, górniczych warunkach. Mimo sporego zainteresowania, ruch turystyczny w 1979 roku zamknięto. Do łask Królowa powróciła dopiero w 1993 roku, kiedy wraz z czynną maszyną parową stała się niebywałą gratką dla miłośników górnictwa i steampunkowego klimatu. W 2008 roku udostępniono taras widokowy na platformie wieży, natomiast rok później przystąpiono do ponownego głębienia zasypanego szybu celem połączenia go z Kluczową Sztolnią Dziedziczną i podziemną częścią kompleksu chodników "Królowej Luizy", który od jakiegoś czasu nie jest niestety dostępny dla turystów.
Budynek maszynowni z jedyną działającą w Polsce maszyną parową rozpieszcza nas ciepłem, postanawiamy więc uroczyście zakończyć nasz rajd właśnie tutaj. Są podziękowania, brawa i nagrody dla najwytrwalszych i... pomysły na kolejne rajdy oczywiście!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)