sobota, 2 kwietnia 2011

Hurtownia nieszczęść

Dzień dobry, poproszę tulipana. Dziś umówiony wczoraj wypad na hałdę. Już od samego rana nie chciało mi się nic robić, a zwłaszcza gdziekolwiek jeździć, ale skoro już wczorajsze ustalenia, to nich będzie. Telefoniczne ustalenia i obrany jasny cel. Ostatecznie zebrało się nas sześć osób i w takim składzie skierowaliśmy nasze jednoślady na bezdroża makoszowsko-sośnickiej hałdy. Dobrze jednak jeszcze nie wjechaliśmy gdziekolwiek, a na wysokości jeziorka rozległ się wrzask "uwaga, szkło!". Ominąłem je i ja, jednak nim jeszcze do niego dojechałem, z opony dobiegło złowieszcze PSSS!. Przez myśl przeszła mi paleta określeń na aktualne zjawisko, ostatecznie jednak niewiele uszło z tych myśli do ust. Na szczęście są jeszcze ludzie, którzy wożą ze sobą łatki i pompkę kompatybilną z wentylem presta i chwała im za to. Wyrobiłem sobie już normę łapania gumy na dwa sezony, choć nie ja jeden w tym roku. Jakieś fatum, czy coś?
Sporo czasu zajęło nam czekanie, aż klej i łatki zaczną współpracować w docelowy sposób, jednak warto było. A ja wyrabiam sobie kondycję i niedługo będę miał biceps jak Pudzian przez to pompowanie już któryś dzień pod rząd.

Taki sobie widoczek na A4 i część naszych podjazdów.
Ostrożniej ruszyliśmy w kierunku szczytu hałdy, później kilka zjazdów i przenieśliśmy się dalej, bo wyjątkowo sporo rowerzystów dziś tu zawitało, w dodatku większość na rowerkach typowo weekendowych, co mocno dziwiło i zmuszało do ostrożności. Wyżej wypatrzyłem SM31 z wagonikami, która pewnie dosypała nieco hałdy, jednak nim my dotarliśmy w tamte okolice, jej już niestety nie było. Pojechaliśmy więc dalej co jakiś czas notując postoje by odsapnąć, lub popatrzeć, jak samobójcy zjeżdżają z niebezpiecznie stromych i sypkich zboczy. Sam jakoś nie miałem ani ochoty, ani odwagi. Szkoda byłoby zepsuć nowy rower, którego jeszcze nie jestem pewien w takich warunkach.

Nawet na środku hałdy może Cię zaskoczyć drogowa "biurokracja".
Gdy już nacieszyliśmy koła ścieżkami i podjazdami hałdy, a sami czuliśmy się nieco zmęczeni, powzięliśmy powolny powrót. Oczywiście, jak zwykle różnymi drogami, byle nie najkrótszą trasą, byle tylko jeszcze nieco pozwiedzać, pooglądać i chwilę pogadać. Tak upłynęło rowerowe popołudnie z kolejnym nieszczęściem do kolekcji. Po awarii czas znów na bezpieczną jazdę? Oby, bo jutro kierunek Chudów. A profilaktycznie zamówiłem już zestaw łatek, klej i dętkę... Jeszcze tylko amulet +10 do szczęścia trzeba nabyć i można jeździć znów bezstresowo.
Moja "niebieska Morfina". Uzależnia i znieczula od świata.

1 komentarz :

  1. Co to się dzieje z tymi gumami ?? jak dobrze liczę to już piąta w naszym zespole, szkło, snaki, akacje(czy inny złowieszczy kolczaty chwast), śruby, pinezki, fatum jakieś czy co?. Kiedyś można było zapomnieć o czymś takim jak dętka, pamiętasz te czasy??
    To chyba wszystko przez te markowe opony. Trzeba wrócić to ciężkich grubych opon, takich jak ta Rubena którą odziedziczyłeś razem z kołem :P No i dętki stare dobre Dębice :P

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)