piątek, 30 kwietnia 2010

Prawie jak lato

Dziś, bez większych założeń wybrałem się na zwiedzanie okolicy ślimaczym tempem. Słońce dawało ognia z nieba, natomiast wiatr skutecznie chłodził i równie skutecznie spowalniał, zwłaszcza że w myśl niepisanej zasady zawsze jedzie się pod wiatr. Tak więc szybko się rozmyśliłem i postanowiłem część czasu ordynarnie przesiedzieć z Januszem w jego ogrodzie. Miło było odwiedzić towarzysza drogi, który z racji zdrowotnych od tygodnia cierpi na brak asfaltu pod oponami. Nic jednak nie trwa wiecznie, my tu gadu, gadu, a chińczyków przybywa i ruscy się zbroją xD Nie miałem większego celu, postanowiłem więc jeździć po Gliwicach dostatecznie długo, by nie spóźnić się na spotkanie. Przejechałem więc przez las na Szałszę, Żerniki i do centrum.

Budowa odcinka A1 w okolicy Szałszy. Tak mogłyby wyglądać ścieżki rowerowe.

Bo to Polska właśnie...

Spotkanie jednak się nie odbyło, ruszyłem więc w dalszą drogę. Wykorzystując okazję udałem się w słynny "gliwicki trójkąt bermudzki" celem odwiedzenia kolejnej wieży ciśnień.

Najstarsza wieża ciśnień, zbudowana w stylu neogotyckim.
Wieża ta ostała zbudowana w 1894 roku wg projektu inspektora Haselowa i należy do najpiękniejszych XIX w. wież na Górnym Śląsku. Zbudowana w formie ceglanego walca osadzonego na kamiennym cokole o średnicy ok. 17,5 m. Górna część tej ponad 26 metrowej wieży zwieńczona jest dwukondygnacyjnym ozdobnym arkadkowym fryzem z blankami i ceglanymi rozetami tworzącymi attykę. Całość nakrywa spłaszczony stożkowy dach z iglicą. Serce konstrukcji stanowi zachowany do dziś metalowy zbiornik pojemności 2400 m3 z wypukłym dnem o neogotyckich detalach, który opiera się na wewnętrznych, dwukondygnacyjnych przyporach spiętych łękami w kształcie łuków odcinkowych.

 U podnóża wieży zbudowano betonowy zbiornik pomocniczy,
w którym gromadzono 1.200 m3 wody zapasowej.



Wieża zasilała nie tylko sieć wodociągową miasta, ale uzupełniała także wodę
wieży ciśnień przy ul. Sobieskiego, zbudowaną około 8 m niżej,
do której prowadził rurociąg o średnicy 300 mm
Źródło: http://www.gliwiczanie.pl/

Dalsza droga była niejako z górki i jakoś dziecinnie łatwo udało mi się przemknąć przez główne altarie miast, uciekając od centrum w stronę os. Kopernika. Już miałem wjechać na kładkę łączącą osiedle z moją dzielnicą, kiedy Zobaczyłem Daniela z blogu obok, a on mnie. Obaj daliśmy  tak ostro po hamulcach, że wzbudziliśmy chwilowe poruszenie wśród okolicznych przechodniów. Po przywitaniu i rozmowie udaliśmy się na Dworzec (PKP, które nie istnieje), który był celem wyprawy Daniela. Później usiedliśmy na chwilę na pl. Wolności popijając Tymbarka za zdrowie Janusza i rozprawiając o tym i owym. Jako, że zaczynało się powoli ściemniać, ruszyliśmy w drogę powrotną, która przyniosła niespodziankę w postaci złapania gumy przez mojego towarzysza. Na szczęście Daniel przygotowany na taką ewentualność szybko uporał się z wymianą dętki, a ja wspierałem go dzielnie robiąc mu zdjęcia jego własnym aparatem. Sam przyznał, że dawno nie miał fotografa, a że ja zdjęcia lubię robić... Kilka minut później znów byliśmy w drodze, podążając ścieżką rowerową do Rokitnicy, gdzie pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę. Jak opisać drogę w niemal już całkowitej ciemności ścieżką rowerową w towarzystwie kilku samochodów z lewej i błyskającego czasem piorunem cumulusa z prawej? Zapomniałbym wspomnieć o krzyku dwóch wystraszonych dziewczyn, obok których niepostrzeżenie przemknął rower (pozdrowienia!). Bezcenne. Ale trzeba było już wracać, choć chciałoby się jeszcze... Efekt końcowy, to przejechane 69,92 km. Gdybym tylko wcześniej to zauważył, to zrobiłbym jeszcze ze dwa kółka żeby stuknęło równe 70 :) Ale i tak, satysfakcja jest wielka!

czwartek, 29 kwietnia 2010

Wokół Gliwic

Neptun, fontanna na Gliwickim rynku
Kolejna samotna wycieczka przyniosła kolejne przejechane kilometry i kilka nowych zdjęć, miejsc do zapamiętania, nowych tras i wiele pięknych widoków. Ale do rzeczy. Za cel obrałem sobie wierzę ciśnień, którą pamiętam z jakiegoś spaceru po Gliwicach, ale żeby droga nie była zbyt prosta, jeździłem zaglądając po drodze do wszystkich znajomych miejsc. Przejazd pod Gliwicką Radiostacją staje się już chyba tradycją, dalej mniej, lub bardziej przez centrum i główne drogi (jak ja nienawidzę ulic w centrum Gliwic - nie sprzyjają rowerzystom...) w kierunku rynku.

wtorek, 27 kwietnia 2010

Zmiany

W związku z nadejściem już naprawdę cieplejszych dni postanowiłem dodać nieco wiosny na bloga, a przynajmniej go rozjaśnić. Na listę zmian trzeba by wpisać: zmieniony nieco graficznie baner, zupełnie nowy layout, tło i kolorystyka. Menu po obu strona powinny sprawić, że większość informacji, przycisków i innych opcji będzie od razu dostępna. Wśród nowości gościmy gadget umożliwiający tłumaczenie treści bloga, który działa całkiem szybko i dokładnie. Dodałem też obserwowane przeze mnie blogi z ich najświeższymi postami. W planach jest jeszcze jakiś mały pokaz slajdów, lub kilka zdjęć na stałe, ale wszystko w swoim czasie :)
Chciałbym też podziękować czytelnikom, zwłaszcza siostrzyczce, za to, że czuwają nad moją ortografią, składnią zdań i kompetencją przedstawianych informacji. 
Tymczasem zapraszam do odwiedzania, podziwiania, czytania, dumania, komentowania i głosowania w ankiecie 

niedziela, 25 kwietnia 2010

Na ul. Zamoyskiego

Muszę przyznać, że dawno nie widziałem tylu rowerów i pieszych i wręcz odwrotnie proporcjonalnie samochodów na drogach, nawet tych głównych w centrum naszego miasta. No cóż, piękna, słoneczna i dość ciepła niedziela chyba nie zachęcała do jazdy blaszakiem a raczej wyrwania się gdzieś w plener. I ja postanowiłem przejechać się po okolicy. Tym razem zagnało mnie w okolicę ul. Matejki do tamtejszego parku/lasu i dalej w stronę Sośnicy, a następnie powrót przez Makoszowy i chwilowa zaduma na ul. Zamoyskiego, gdzie już dawno nie byłem. Później już tylko powrót przez zatłoczony park za pomnikiem Pstrowskiego i przez pl. Teatralny głównymi drogami do domu.

Wieża ciśnień w Zabrzu przy ul. Zamoyskiego
Wieża została wybudowana w 1909 roku. Dostarczała wody dla znacznej części Zabrza, Maciejowa, Sośnicy i warsztatów naprawy lokomotyw w Gliwicach. Jej projekt wykonali architekt August Kind i królewski radca budowlany Friedrich Loose. Trzeba przyznać, że nie ma w całej Polsce podobnej konstrukcji. Wieża ma ok. 46 metrów wysokości, natomiast podstawa ma ok 19 m średnicy. Ośmioboczna kopuła wsparta jest na potężnym filarze środkowym i ośmiu przyporach. W dolnej zabudowie mieściły się niegdyś mieszkania i biura. W filarze znajduje się klatka schodowa ze 135 schodami prowadzącymi do zbiorników w kopule. Wysoki na 7,20 m rezerwuar wody składał się z 2 zbiorników o łącznej pojemności 2000 metrów sześciennych. Władze miasta planowały przejąć obiekt z prywatnych rąk i zorganizować w nim kompleks muzealny. Nie wiem, czy ostatecznie miasto przejęło ten piękny obiekt, bo wygląda na to, że nie.
Choć wizualnie wieża wciąż wygląda dobrze, to powoli zaczynam się martwić o nią. Osobiście, gdybym miał wolne tych kilka milionów, urządziłbym w niej kawiarnię, zwłaszcza, że z góry musi się roztaczać piękny widok na panoramę Zabrza, a sama wieża widoczna jest z wielu miejsc w Zabrzu.

sobota, 24 kwietnia 2010

Okolica?!

Broniłem się jak mogłem, ale ostatecznie magnetyzm pokonywanych na rowerze kilometrów wygrał. Miała być wycieczka po okolicy, a była... no nie ważne. Fotorelacja rozwieje wszelkie wątpliwości, albo ich przybędzie :)

Po zielonej stronie Mikulczyckiej hałdy

Koksownia Jadwiga, tym razem z wiaduktu kolejowego

Uwielbiam te betonowe konstrukcje, mosty i przesmyki...

Betonowa rynna. Akwedukt donikąd?

Elektrociepłownia Szombierki wybudowana po zakończeniu I wojny światowej.
Inwestorem była niemiecka spółka Schaffgotsh Bergwerksgesellschaft GmbH

W 1925 roku na wieży elektrowni zamontowano czterostronny zegar marki
Siemens und Halske, sprzężony z 54 zegarami działającymi w zakładzie.

Obecnie Elektrociepłownia Szombierki produkuje ciepło w okresie letnim, gdy prowadzone są remonty w Elektrociepłowni Miechowice, okresach szczytu i w przypadkach awarii. Na dzień dzisiejszy zakład dysponuje dwoma kotłami: WR-25 i OR-32. Z racji wycofywania produkcji z zakładu, pojawił się problem wykorzystania unikatowego na skalę światową kompleksu budynków. ZEC Bytom S.A. planuje przekształcić Elektrociepłownię Szombierki w dynamiczne centrum kulturalne. Już dziś wiele się tam dzieje. My trafiliśmy na koncert Opery Śląskiej, a to tylko dowód na rozwijanie się w dobrym kierunku. Więcej można znaleźć na stronie Elektrociepłowni Szombierki.

piątek, 23 kwietnia 2010

Długi dzień

Dziś zaczęło się już z samego rana. Piękne słoneczko zachęcało do wyruszenia gdziekolwiek, a sprzyjało temu już poranne zaproszenie na krótką wycieczkę do centrum. Dalej postanowiłem już sam gdzieś pojechać, ale oczywiście uprzedził mnie Janusz, więc razem wyruszyliśmy w drogę. Zwiedzaliśmy okolicę, a na celowniku znalazła się zwłaszcza ulica Drzymały, o której wspomniał w komentarzu nasz znajomy z blogu obok - Daniel. Po przerwie na obiad propozycje padały różne, ale ostatecznie udaliśmy się przez Żerniki do Gliwic ostatecznie lądując na lotnisku gliwickiego aeroklubu. Trafił się nawet startujący i lądujący samolot. Jakoś tak też w tej okolicy pomyślałem o sprawdzeniu poczty, ponieważ wysłałem w przerwie obiadowej mejla z zaproszeniem na wycieczkę do Daniela. Wrócił raport o niedostarczeniu wiadomości, ale już chwilę później mistrz Yoda obwieścił "Mmmm. A message from the dakside there is!". Nie pomyliliśmy się, to Daniel. 40 minut z lotniska do naszej ścieżki rowerowej Mikulczyce-Rokitnica? Da się. Wracaliśmy znów Żernikami, jako że to chyba najkrótsza trasa. I tak pierwszy raz trzech autorów blogów wyruszyło we wspólną trasę. Wspólna trasa krótka, bo ok. 20 km, przez wzgląd na nasze zmęczenie, dłuższy postój na wiadukcie i długie rozmowy na rowerowe tematy. Jeszcze wiele setek kilometrów przed nami. Tymczasem zachodzące słoneczko obwieszczało zbliżający się koniec wyprawy. A teraz szokujące jak dla mnie podsumowanie: 82 km! To jak na razie mój rekord w jednym dniu... Może jutro będzie więcej? Zobaczymy, pogoda zdaje się będzie sprzyjać.

Kościół św. Wawrzyńca widziany z Mikulczyckiej hałdy

TEM2, dziś w barwach PCC

Tajemnicze ruiny, czyli 20 stóp pod ziemią...

Kolejna TEM2, barwy PTKiGK i nowiutki skład szutrówek Cargo

Hangar Gliwickiego aeroklubu

"Ya we're flying so high and:
We're never gonna come down:you and me"

wtorek, 20 kwietnia 2010

Piaskownica?

Mimo tych wszystkich nieszczęść, nieprzyjemności i tak dalej, czasem zdarzają się dobre rzeczy. I tak po czterech spędzonych roboczo godzin wraz z Januszem, udało się nam ożywić mój stary rower. Cóż, dużo w nim zaszło zmian, ale ważne jest to, że działa i nie trzeszczy. Oczywiście po południu wybraliśmy się wszystko sprawdzić w praktyce, a miejscami bywało ekstremalnie. Wpierw niewinny przejazd "remizą" (wtajemniczeni, bądź starsi mieszkańcy Mikulczyc wiedzą gdzie to jest), dalej łąką, aż trafiliśmy na wielki lej pełen... piasku! Ależ była frajda... Piasek na wszelkie modele uniemożliwiał nam jakiekolwiek przemieszczanie się i dlatego świetnie się bawiliśmy. To takie suche błoto. Apropos błota, to dalej już się czaiło na nas, bo tu ciekawostka. Ludzi o słabszych nerwach prosimy nie czytać dalej. Mój rower był czysty! Za sprawą Janusza oczywiście - on czyścił, bo mu się chyba nudziło, a ja w tym czasie skutecznie składałem rower w całość. Przejechaliśmy też w końcu przez słynne rokitnickie lasy w stronę Helenki, a stamtąd już ordynarnie zjechaliśmy asfaltem w "pełnym galopie". Na naszej liście miejsc do odwiedzenia musiał się znaleźć oczywiście nasz ulubiony wiadukt nad dawną A4 (obecnie DK88) w pobliżu dróżniczówki Michał, gdzie zwykliśmy czatować na pociągi, ten jednak postanowił nas nawet tam doprowadzić, bo spotkaliśmy znany i lubiany TEM2 już przy przejeździe na ulicy Kopalnianej. Dzień mimo wszystko chyba udany. Tylko jakiś taki poobijany jestem...

Jeszcze odrobinkę... wjadę... i... i... i... i stoję...

- Istne wariactwo
- Ale jaka frajda!

Co z tego, że wali się świat? Mnie się nie chce wstać.

Nasz towarzysz drogi. TEM2. Po prostu piękna maszyna.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Myśli w betoniarce

Brutalna prawda... Wszystko kręci się wokół pieniędzy. Cały ten cholerny świat. A ja? Ja tak nie chcę, bronie się przed tym jak mogę, rękami i nogami i marny tego efekt. Przecież im mniej posiadam, tym więcej mam... Szczęścia nie można kupić? A czym jest szczęście? A czym prawda? Ja swoją mam, Ty swą. Może i szczęścia nie można kupić, a jednak człowiek bogatszy wygląda jakoś szczęśliwiej. Czy bajki nie to wtłaczały nam do głowy? Ach, chodziło jeszcze o świat wartości. Ciekawe, czy gdyby wziąć całe pieniądze i bogactwa tego świata i podzielić po równo każdemu człowiekowi na ziemi, ile byłoby tego? To nie świat jest niesprawiedliwy, tylko ludzie. I jeszcze gdzieś ta miłość. Ostatnio już boję się podejmować próby definicji czym ona dla mnie jest. Więcej tu zazdrości, chorej, głupiej i niechcianej... I tęsknoty, za tym wszystkim, co stracone, za każdą chwilą. Jest co wspominać, a co opowiadać? Tam dom Twój, gdzie i serce. Moje chyba zapomniałem, zastało u Ciebie w domu, pewnie gdzieś leży, może pod dywanem, albo komodą? Jakież to wszystko skomplikowane, zagmatwane, niepoukładane... I gdzie by nie iść, zawsze dokądś się dojdzie, kiedy mnie wędrowania się chce z Tobą za rękę, bez celu i końca, dla samej przyjemności bycia z Tobą...   

niedziela, 18 kwietnia 2010

Zamyślenie

Kolejny dzień upłynął na zamyślonych wędrówkach, tym razem z Januszem i pieszo tym razem. W towarzystwie stalowych szyn, czasem zapachu smaru na rozjazdach i kilku niestrudzonych towarzyszek większości wypraw - lokomotyw. Niby tak ciepło, pięknie i w ogóle, ale jakoś nic szczególnie się nie chciało robić ponad włóczenie się wzdłuż torów i przesiadując to tu, to tam, jak to śpiewał pan Grzegorz Turnau. Swoją drogą jego utwory chyba jak najbardziej pasują do dzisiejszych klimatów. I nade wszystko to głupie uczucie gdzieś głęboko, na dnie serca. Taka pustka i tęsknota za kimś, kogo już tylko czasem widuję. Gdzieś przeczytałem mądre słowa: "Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby, kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzie twoja". Takie to wszystko pogmatwane, jakbym żył gdzieś między kolejnymi wierszami, zdaniami, słowami i literami pana Gabriela García Márquez'a. Niech to wszystko skończy już się...


Niestrudzeni towarzysze....

Gdzieś tam, gdzie wiodą, jest inny świat. Czy lepszy? Cóż...

Szyb dawnej kopalni Ludwik wśród jesieni i wiosny zarazem

- To koniec, czy początek tej drogi?
-To tylko ślepa uliczka, musisz szukać dalej...

sobota, 17 kwietnia 2010

Droga do nikąd

Dzisiejsza wędrówka upłynęła w dźwiękach trzeszczącej korby, którą w najbliższym czasie muszę ponownie rozkręcić i najpewniej wyczyścić na błysk i od nowa umorusać smarem... Jednak te hałasy nie przeszkadzały w spokojnym wędrowaniu mniejszymi i większymi bezdrożami i drożami bogatymi w przeróżne przemyślenia. I tak przejechałem jakieś 57km zatrzymując się tylko czasem, by uchwycić jakiś widok, lub pomóc zbłądzonym kolarzom. Trasa? Leśna, las, Szałsza i kierunek na Ziemięcice, ale tu szybko rozstaliśmy się z idealnym odcinkiem asfaltu i obrałem kurs na bezdroża wzdłuż jeszcze czynnego szlaku kolejowego, gdzie piękna polna ścieżka, którą pamiętam zamieniła się z drobną pomocą koparek i innego ciężkiego sprzętu w błotne, szerokie i niemal nieprzejezdne "autostrady". Dalej zdobyłem szczyty hałdy w Przezchlebiu, z której jak zawsze roztaczał się niesamowity widok na zielony Śląsk. Następny punkt programu, to Czechowice, a z tamtąd już czmychnąłem na ulicę Jagodową, do której mam wielki sentyment i spokojnie ruszyłem w kierunku Łabęd. Chcąc ominąć remonty, które tam trwają przejechałem nieco inną trasą, nadrabiając przy okazji kilka kilometrów i zwiedzając wcześniej mi nieznaną dzielnicę Gliwic. Ostatecznie jednak dotarłem tam, gdzie chciałem, czyli na ścieżkę rowerową do centrum, później dalej ścieżką na os. Sikornik i dalej już drogami na Lotnisko, które o dziwo tętniło życiem i rykiem startujących awionetek. A stamtąd już niemal prosto do domu, przejeżdżając sentymentalnie obok krytego lodowiska i Franciszkańskiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa na główne drogi naszych miast, które nie zawiodły jak zawsze witając mnie ochoczo czerwonymi światełkami...

Kawałek idealnego asfaltu, który przed przejazdem opuściłem

Drogi donikąd, mosty, które przegrały z czasem i ludzkim planowaniem

Specjalnie dla Janusza błotko. Nie zaryzykowałem postawienia roweru - za grząsko

Cóż mnie tak urzeka w tych przejazdach? Jeden, dalej drugi...

Betonowe płyty i liczne ślady gąsienic i ciężkich kół na hałdzie nie wróżą niczego dobrego...

Kolejna z dróg donikąd, a za horyzontem zupełnie inny świat...

Śluza Łabędy - nieczynna? Oby nie na długo... 

wtorek, 13 kwietnia 2010

X KPMCh

Zapraszamy na jubileuszowy X Krapkowicki Przegląd Muzyki Chrześcijańskiej, który odbędzie się 8 maja 2010 r. w Hali widowiskowo-sportowej „Otmęt" w Krapkowicach.
Pierwsze przeglądy odbywały się w Domu Kultury przy ul. Prudnickiej. Z czasem ten budynek stał się za mały dla publiczności i wykonawców więc VII Przegląd (i następne) odbył się w Hali Sportowej „Otmęt".

Z przyjemnością możemy poinformować, że uczestnicy tegorocznego koncertu będą świadkami kolejnego wielkiego etapu w rozwoju tej imprezy - wychodzimy przed Halę Sportową!! X Przegląd Muzyki Chrześcijańskiej odbędzie się na scenie w środku i na zewnątrz. 

Na scenie głównej zaprezentują się:
  •  The Messis
  •  Spoko Gość
  •  Grupa teatralno-muzyczna "Pod prąd"
  •  Artaszes Barojan znany jako ARCI
  •  Anastasis
  • TGD - Trzecia Godzina Dnia
Plakat - kliknij, aby powiększyć

Więcej info, jak i źródło tych informacji na http://kpmch.tylkojezus.net/

koncert Filharmonii Zabrzańskiej



25 kwietnia o godz. 18.00 pod Krzyżem Papieskim przy kościele św. Wojciecha w Zabrzu (osiedle Kopernika, ul. Heweliusza 4) odbędzie się koncert Filharmonii Zabrzańskiej poświęcony pamięci ofiar tragedii narodowej...

źródło: http://www.um.zabrze.pl/

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

wieczorna wyprawa

Dziś relacja z wyprawy w formie bardziej fotograficznej, niż słownej...

Jeden z wielu kotów - ten najmniej widoczny - zwrócił moją uwagę.

Widok z hałdy na kościół przy głównej drodze w Biskupicach

Elektrociepłownia, widziana z biskupickiej hałdy i maleńka, samotna TEM2 na szlaku

Zespół trakcyjny EN57, gdzieś na szlaku, relacji Gliwice-Bytom

Uwielbiam te niestrzeżone przejazdy, znaki na podkładzie kolejowym, betonowe płyty i przejeżdżające czasem pociągi

SM42 - jedna z moich ulubionych "spalinówek"

Dzień się już nachylił i miało się ku zachodowi. Pora załączyć światła na rowerze.

Jeszcze raz, jeszcze bliżej, jeszcze cieplej, jeszcze czerwieniej...

Spotkana przy zjeździe z Mikulczyckiej hałdy, na której byliśmy chwilę wcześniej. TEM2

Ostatecznie maszyna była szybsza od roweru, przejazd dalej, kilka km dalej...

czwartek, 8 kwietnia 2010

Czas się ruszyć

Dziś już więcej nie usiedziałem w domu. Oczywiście, do obiadu grzecznie czekałem na upragnioną przesyłkę, która miała być już wczoraj, ale oczywiście dotarła dziś. No ale już jest, pięknie zapakowana w kopertę bąbelkową i oklejona taśmą klejącą w taki sposób, jakby ów przesyłkę miano dostarczać pocztą lotniczą metodą rzutu do skrzynki pocztowej nie przerywając wspomnianego lotu. No ale przynajmniej miałem frajdę z otwierania koperty w której była... kolejna koperta, podobna do pierwszej, tylko mniejsza, a w niej już owinięta pięknie ładnie folią upragniona płyta. Po obiadku trzeba było już coś zrobić z rowerem a konkretnie jego awariami i tak z dwóch rowerów stał się jeden prawie działający. Kilka km już dziś zaliczył, dla bezpieczeństwa tylko okolica i to z eskortą w postaci Janusza. Padł też rekord prędkości, ale to nie było trudne, gdy spada się czołgiem (tak teraz pieszczotliwie nazywa mój środek przemieszczania się) z przepaści :) Nie zabrakło oczywiście stałego elementu w postaci TEM2. Pozostaje tylko wymienić łożyska w korbie wraz z całą resztą osprzętu na pedałach kończąc, zdjąć półtonowy bagażnik ze stalowych prętów (jakim cudem takie coś sprzedają?) i spowalniacze wiatrołapne, czyli błotniki, które już po pierwszej przejażdżce były ochlapane, tylko że z góry... Rower jednak ma liczne plusy w postaci działającego systemu spowalniaczy, działające przerzutki z manetkami sekwencyjnymi i węższe, wzmacniane, aluminiowe felgi. Zobaczymy co to cudo potrafi, jednak dopiero w piątek, ponieważ jutro zapowiada się wycieczka po okolicznych i nie tylko lekarzach celem zdobycia potrzebnych zaświadczeń, urzędach, a na koniec poszukiwanie pracy, by dorobić się na spełnienie kilku materialnych marzeń, w tym wakacyjne plany.... Mam nadzieję, że dnia mi jutro nie braknie, życzcie powodzenia w poszukiwaniach :)

Tradycyjnie TEM2, tym razem w nieco innym malowaniu.

Droga donikąd, kamień milowy, kopalnia w tle... Śląsk, który kocham.

Festiwal im. N. Kroczka

Pierwszy Festiwal pod nazwą Przegląd Zespołów Artystycznych odbył się w 1952 roku. Później zmieniała się jego nazwa, kształt, terminy, lecz idea przedsięwzięcia pozostawała niezmienna. W  1992r. nadano Festiwalowi imię Norberta Kroczka, zasłużonego twórcy zabrzańskiej kultury. Pomysłodawcą i pierwszym organizatorem Festiwalu był Władysław Rzeszowski wieloletni dyrektor Ogniska Pracy Pozaszkolnej Nr 2, które już od pół wieku kontynuuje to dzieło.

W ostatnich kilku latach Festiwal cieszył się wielką popularnością. Do organizatorów napływa ponad 100 zgłoszeń w różnych kategoriach, dając łącznie ok. 1000 uczestników. Mimo rosnącej aktywności artystycznej w naszym mieście Festiwal Kultury im N. Kroczka wciąż posiada rangę głównego Miejskiego Przeglądu. 

środa, 7 kwietnia 2010

Ślimak na patelni

I nie zacznę tego od popularnego powiedzenia "święta, święta...". Święta powinny trwać cały rok, taka idea. Tyle osób to powtarza, a wciąż nie widać efektu. Właściwie w domu nie było w tym roku jakieś szczególnej, świątecznej atmosfery. Znów ważniejsze okazało się sprzątanie, gotowanie i świąteczne wypieki niż po prostu spędzenie ze sobą tego wolnego przecież dla niemal wszystkich czasu. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że tak wyglądały nie tylko moje święta. Ośmielę się powiedzieć nawet, że w tym roku święta były kiepskie, bo dodatkowo zaraziłem się jakimś czymś, co objawia się zużyciem chusteczek liczonym w metrach kwadratowych. Ale jakoś to przeżyłem do wczoraj, dziś już znacznie lepiej. Tylko ten nudny i męczący kaszel od którego boli mnie już niemal wszystko. A jako, że tak już sobie marudzę, to wspomnę, że zaprosiłem kogoś w poniedziałek, później we wtorek i tak czekając zjadłem z nudów wszystkie czekoladowe słodkości, którymi miałem niecny plan dokarmiać moją zaproszoną "ofiarę" oglądając koncerty w HD. I zmarnowałem dwa popołudnia, choć pewnie i tak nic bym nie osiągnął zważając na moje samopoczucie, a czułem się jak mokry chomik, a właściwie ślimak na patelni. I tym sposobem złamałem moje postanowienie o niemarudzeniu na łamach blogu. Zaraz, zaraz, czy nie obiecałem na miesiąc? No to chyba nie złamałem. Ale chyba znów obiecam, bo marudzić każdy może... Dobra, włączamy optymizm, przecież dziś ma przyjść pocztą naszą polską (i już pierwszy powód do niepokoju) długo oczekiwana płyta, dodam pierwsza, którą wylicytowałem, a nie kupiłem przez "kup teraz" i jej wysyłka była droższa, niż sama płyta. No to czekam pełen dobrych myśli... Na koniec zdjęcie? Nie, dziś zdjęcia nie będzie. A jak ktoś bardzo chce, to znacie mojego mejla, możecie mi wysłać, to wtedy dodam....

niedziela, 4 kwietnia 2010

Zmartwychwstanie

Zmartwychwstanie (fragment)
sł. K. J. Węgrzyn

I głośne Alleluja!
Górami się niosło
Bo gdzie chwilę przystanął
Budził życie wiosną

A echo jak z trombity
Wracało nad gronie
Aby króla przywitać
W cierniowej koronie

Zaś gdy rany zabliźnił
Ludziom i przyrodzie
Rzucał ziarno nadziei
Aby rosło co dzień.

I głośne Alleluja!
Górami się niosło
Bo gdzie chwilę przystanął
Budził życie wiosną