Dziś, bez większych założeń wybrałem się na zwiedzanie okolicy ślimaczym tempem. Słońce dawało ognia z nieba, natomiast wiatr skutecznie chłodził i równie skutecznie spowalniał, zwłaszcza że w myśl niepisanej zasady zawsze jedzie się pod wiatr. Tak więc szybko się rozmyśliłem i postanowiłem część czasu ordynarnie przesiedzieć z Januszem w jego ogrodzie. Miło było odwiedzić towarzysza drogi, który z racji zdrowotnych od tygodnia cierpi na brak asfaltu pod oponami. Nic jednak nie trwa wiecznie, my tu gadu, gadu, a chińczyków przybywa i ruscy się zbroją xD Nie miałem większego celu, postanowiłem więc jeździć po Gliwicach dostatecznie długo, by nie spóźnić się na spotkanie. Przejechałem więc przez las na Szałszę, Żerniki i do centrum.
Budowa odcinka A1 w okolicy Szałszy. Tak mogłyby wyglądać ścieżki rowerowe. |
Bo to Polska właśnie... |
Spotkanie jednak się nie odbyło, ruszyłem więc w dalszą drogę. Wykorzystując okazję udałem się w słynny "gliwicki trójkąt bermudzki" celem odwiedzenia kolejnej wieży ciśnień.
Najstarsza wieża ciśnień, zbudowana w stylu neogotyckim. |
Wieża ta ostała zbudowana w 1894 roku wg projektu inspektora Haselowa i należy do najpiękniejszych XIX w. wież na Górnym Śląsku. Zbudowana w formie ceglanego walca osadzonego na kamiennym cokole o średnicy ok. 17,5 m. Górna część tej ponad 26 metrowej wieży zwieńczona jest dwukondygnacyjnym ozdobnym arkadkowym fryzem z blankami i ceglanymi rozetami tworzącymi attykę. Całość nakrywa spłaszczony stożkowy dach z iglicą. Serce konstrukcji stanowi zachowany do dziś metalowy zbiornik pojemności 2400 m3 z wypukłym dnem o neogotyckich detalach, który opiera się na wewnętrznych, dwukondygnacyjnych przyporach spiętych łękami w kształcie łuków odcinkowych.
U podnóża wieży zbudowano betonowy zbiornik pomocniczy, w którym gromadzono 1.200 m3 wody zapasowej. |
Wieża zasilała nie tylko sieć wodociągową miasta, ale uzupełniała także wodę wieży ciśnień przy ul. Sobieskiego, zbudowaną około 8 m niżej, do której prowadził rurociąg o średnicy 300 mm |
Dalsza droga była niejako z górki i jakoś dziecinnie łatwo udało mi się przemknąć przez główne altarie miast, uciekając od centrum w stronę os. Kopernika. Już miałem wjechać na kładkę łączącą osiedle z moją dzielnicą, kiedy Zobaczyłem Daniela z blogu obok, a on mnie. Obaj daliśmy tak ostro po hamulcach, że wzbudziliśmy chwilowe poruszenie wśród okolicznych przechodniów. Po przywitaniu i rozmowie udaliśmy się na Dworzec (PKP, które nie istnieje), który był celem wyprawy Daniela. Później usiedliśmy na chwilę na pl. Wolności popijając Tymbarka za zdrowie Janusza i rozprawiając o tym i owym. Jako, że zaczynało się powoli ściemniać, ruszyliśmy w drogę powrotną, która przyniosła niespodziankę w postaci złapania gumy przez mojego towarzysza. Na szczęście Daniel przygotowany na taką ewentualność szybko uporał się z wymianą dętki, a ja wspierałem go dzielnie robiąc mu zdjęcia jego własnym aparatem. Sam przyznał, że dawno nie miał fotografa, a że ja zdjęcia lubię robić... Kilka minut później znów byliśmy w drodze, podążając ścieżką rowerową do Rokitnicy, gdzie pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę. Jak opisać drogę w niemal już całkowitej ciemności ścieżką rowerową w towarzystwie kilku samochodów z lewej i błyskającego czasem piorunem cumulusa z prawej? Zapomniałbym wspomnieć o krzyku dwóch wystraszonych dziewczyn, obok których niepostrzeżenie przemknął rower (pozdrowienia!). Bezcenne. Ale trzeba było już wracać, choć chciałoby się jeszcze... Efekt końcowy, to przejechane 69,92 km. Gdybym tylko wcześniej to zauważył, to zrobiłbym jeszcze ze dwa kółka żeby stuknęło równe 70 :) Ale i tak, satysfakcja jest wielka!
Zdjęcia cacy. Okazuje się, że choć Gliwice są tak niedaleko, to naprawdę słabo je znam. Trzeba będzie się kiedyś umówić na wspólne tour de Gliwice, żebyś mógł mi pokazać ca ciekawsze zakątki.
OdpowiedzUsuńDzięki za foty z mojego reperowania. Rzeczywiście wyglądają jakby cała akcja działa się w najciemniejszą noc gdzieś w głębi lasu. Ale takie są uroki lampy błyskowej :)