Skręciłem w lewo i chwilę później byłem na końcu Leśnej, przejechałem przez las i obrałem kurs na Czechowice. Dojechałem bez najmniejszego zmęczenia, zatrzymałem się na wiadukcie, rozejrzałem ze złudną nadzieją na jakiś pociąg z Kotlarni, ale wszechobecna cisza powiedziała mi żebym jechał dalej. No ok, jedziemy dalej, może teraz Rzeczyce? Nawet dziurawe kilometry asfaltu w Pyskowicach nie zepsuły jazdy i szybko dotarłem do celu.
Taniej postawić znak, niż wyremontować most |
Wygrzebałem z pamięci mgliste wyobrażenie gdzie powinienem jechać i pojechałem. Okazało się, że trasa wcale nie była aż tak mgliście pamiętana, ale rysowała się dość ostrymi barwami. Przejechałem obok Małego Dzierżna, wjechałem na drogę kategorii DK i cała naprzód. Przejechałem przez Bycinę, minąłem upstrzone delikatną falą i białymi żaglówkami Pławniowice, Łany i... i magiczna tablica! Trzeba stwierdzić, że jakość nawierzchni mniej więcej taka sama, a nawet u nas nieco lepsza. Ale tabliczka "Gmina Ujazd wita. Lädt Ein" bezcenna!
Województwo Opolskie, Powiat Strzelecki, Gmina Ujazd |
Śluza Sławięcice - dwukomorowa bliźniacza Różnica poziomów: 6,25 m Długość: 71,40 m Szerokość: 12,00 m Ilość zużywanej wody na śluzowanie: 5800,00 m³ |
O takich drogach i poboczach opowiadał Daniel |
Na Górę wchodzi się po to, by z niej zejść. Nie można zostawać na szczycie. Na tym polega piękno i magia tych miejsc. |
Ostatnie spojrzenie z Góry na Zakłady Koksownicze "Zdzieszowice". |
Kiedy euforia opadła, widmo drogi powrotnej zaczęło mnie przytłaczać. Telefon do Janusza, wyjaśnienie co, gdzie jak i dlaczego. Zjazd był zdecydowanie najprzyjemniejszą częścią wyprawy, a co dobre, kończy się jak zawsze bardzo szybko, ze średnią prędkością 56 km/h wręcz. Pomyśleć, że na Górę wdrapywałem się o 30 km/h wolniej. Przejechałem przez znajomą Leśnicę i skręciłem gdzieś tak skutecznie, że zjechałem z planowanej trasy. Nadrobiłem sobie tym samym dobrych ponad 10 km, co wcale mnie nie cieszyło, a przejazd przez Zimną Wódkę i Stary Ujazd nie będą przeze mnie mile wspominane. Na szczęście zgodnie z najoczywistszą logiką za Starym Ujazdem był ten właściwy Ujazd.
Dalsza droga była już właściwie bitwą w myślach, które tym razem wyjątkowo przegrywały z organizmem. Chłód, coraz późniejsza godzina i znikające powoli za horyzontem słońce nie napawały optymizmem, a świadomość, jak daleko jeszcze do domu wręcz dobijały. W dodatku ostatni większy, acz niewystarczający posiłek ponad 6 godzin temu.. Wytrzymałość była, bo nogi ani chwili nie zawodziły, ale paliwa zaczęło brakować. A jako szczupła osoba mogę pomarudzić, że nie mam żadnych naturalnych zapasów tłuszczyku. Co jakiś czas sięgałem po telefon i kontaktowałem się z Januszem meldując jak jest. Przejechałem przez Niewiesze i zdrowy rozsądek uargumentowany zdechłą baterią w przedniej lampie i wizją ciemności absolutnej w drodze od Pławniowic, powiedział dość. Zadzwoniłem po "wóz serwisowy" w postaci niezawodnego przyjaciela Janusza, który telefonicznie towarzyszył mi już od zjazdu z Górki. Wstępnie umówiliśmy się na Pyskowice, tymczasem ja pedałowałem dalej mijając Bycinę. Kolejny telefon sprecyzował już miejsce spotkania na Pyskowicki rynek. Dojechałem bez większych przeszkód i po chwili czekania zobaczyłem zbawienie na czterech kołach. Wpakowaliśmy rower ze zdemontowanymi kołami i bezpiecznie pojechaliśmy do domu ciepłym samochodem. Janusz jak zawsze zadbał o wszystko częstując czekoladą i wodą, których tak bardzo było mi trzeba - cukier to oczywiście najlepszy sposób na szybką regenerację organizmu, a woda uzupełniła braki w mikroelementy. Janusz, jesteś wielki! Masz obiecane ozłocenie na blogu ;)
Podsumowując:
- po pierwsze zawsze mieć naładowany telefon (na szczęście miałem)
- zawsze mieć dokumenty i nieco mamony, na wszelki wypadek (mój pierwszy gwóźdź do trumny)
- do standardowego wyposażenia dołączyć coś jadalnego i kalorycznego (drugi gwóźdź)
- sprawdzić oświetlenie, albo wozić zapas baterii (trzeci gwóźdź)
- zawsze, mimo najlepszych prognoz pogody, zabierać plecak z kurtką przeciwdeszczową (zwykle biorę, ale nie dziś)
- zawsze mieć plan "B", a nawet więcej, "C", "D" i tak dalej...
Ehhh te godziny napięcia, pierwszy telefon i już po głosie słyszałem przemawiające przez ciebie kilometry. kolejny telefon i już miałem cie na Zumi i wklepywałem do GPSa namiary, kolejny telefon słyszę ostatki sił. No i w końcu telefon powodujący natychmiastowe spakowanie czegoś szybko energetycznego i nawadniającego, po czym GPS do auta i jazda. Rozmowy na bieżąco przez zestaw słuchawkowy podczas jazdy i rura na miejsce spotkania. Kolejna przygoda warta wspomnień :D
OdpowiedzUsuńNo i widzisz, udało Ci się. Wcale nie było tak strasznie. Patrząc na przebieg trasy na pewno stuknąłeś setkę, a prawdziwa jazda zawsze najlepsza jest dopiero po "setce". Szkoda, że zabrakło Ci witalności na odcinek z Pyskowic do domu, ale zapewne przerobisz (może przerobimy) tę trasę jeszcze nie raz.
OdpowiedzUsuń