W weekend odbywały się imprezy w ramach "Dni Gliwic". Program zachęcał, a i lokalizacja była bardzo przychylna, bo przecież chyba każdy wie, gdzie w Gliwicach jest plac Krakowski. Ponieważ następnego dnia i tak miałem egzamin, to pomyślałem, że warto dzień wcześniej się odstresować, bo i tak niczego bym się już nie nauczył.
Lista atrakcji była bardzo długa, jednak ja, w towarzystwie Janusza, postanowiłem rozpocząć od krótkiego widowiska reklamującego Gliwicki Teatr Muzyczny - High School Musical. Jako, że musicale bardzo bliskie są memu sercu, to chętnie oglądałem co dzieje się na scenie, nawet jeśli sam tytuł niezbyt mnie zachęcał.
Następnym punktem programu był koncert w stylu "Country-rock", który niestety nie przypadł mi do gustu, a trwał oczywiście jak na złość nadprogramowo długo.
Jako przerywnik między kolejnymi punktami programu występował zespół taneczny "Sukces". Dodatkowo odbywały się różne dziwne minikonkursy, oraz reklamowany był z uporem maniaka przez prowadzącego konkurs "miss mokrego giezła"
Kolejną atrakcją był zespół Żuki, który przypomniał, lub też zaznajomił nas z muzyką lat '60 i '70, zwłaszcza z twórczością The Beatles, ale i Polskich twórców. Publiczności zdecydowanie przypadli do gustu i widać było, że niemal wszyscy świetnie się bawili: najmłodsi, ale i starsi, którzy pewnie znów poczuli się, jakby mieli po 18 lat.
I znów nastał przerywnik taneczny, oraz odbył się mini konkurs z udziałem Strongmanów, oraz wyłowionych chętnych spośród publiki. Oczywiście dla nich ciężary były już odpowiednio zmniejszone, a i chętne dziewczyny mogły wziąć udział.
Dla mnie jednak zdecydowanie najważniejsze wydarzenia miały dopiero nastać i w końcu nastały. Scenę zasłoniła ogromna płachta z nazwą zespołu: Łzy. Rozległ się głos zapowiedzi, a ku zaskoczeniu publiczności zza zasłony wydobywały się dźwięki granego na żywo dobrze znanego kawałka Liquido - Narcotic. Kurtyna opadła i nie było już wątpliwości, że to jednak Łzy zaczynają show na całego. Cały skomplikowany sprzęt poszedł w ruch: wszystkie światła, dymnice i projektor wielkoformatowy. W repertuarze nie zabrakło wielkich hitów Łez, ale i część koncertu uświetniły większe przeboje z solowej płyty Ani Wyszkoni. Moim zdaniem koncert był na najwyższym poziomie: wokalnie i instrumentalnie, przebranie się Ani do poszczególnych części koncertu, oraz coraz lepsza choreografia samego zespołu, który ostatnimi czasy widać przykłada większą wagę do tej kwestii. Popełniliśmy też z Januszem masę wspaniałych zdjęć, aż żal było wybierać tylko kilka, ale niestety wszystkich nie dało by rady tu umieścić. Na koniec oczywiście udało się zdobyć autograf, a nawet zrobić sobie z Anią pamiątkowe zdjęcie.
Gwiazdą wieczoru był koncert zespołu De Mono, który również stał na wysokim poziomie, a o zaangażowaniu może świadczyć to, że wokalista, Andrzej Krzywy, jak sam przyznał po koncercie coś sobie naciągnął i stąd nie wychodzi już rozdawać autografów. Nam jednak się udało. Atmosfera na samym koncercie była bardzo gorąca, a wokalista nie ukrywał zaskoczenia, że nastoletnie dzieciaki śpiewają z nim słowa piosenek, których kariera zaczynała się już przecież 23 lata temu, a nawet wcześniej.
I można pomyśleć, że po koncercie nie było już czym zaskoczyć widzów, jednak w programie widniał jeszcze jeden punkt. Pokaz fajerwerków zakończył wielkie, świętojańskie świętowanie Gliwic i "okolic".
Jednak dla nas pozostała jeszcze jedna atrakcja na drogę powrotną w postaci pieszej wycieczki, w blasku gwiazd do domów, z braku komunikacji miejskiej a nawet kolejowej. Dla mnie jeszcze po powrocie dwie godzinki snu i znów wróciłem do Gliwic, na egzamin. Jak poszło? Wyniki w środę...
Zawsze można liczyć na wiele atrakcji i bardzo fajne zespoły. Z chęcią wybieramy się na tą imprezę co roku
OdpowiedzUsuń