sobota, 5 czerwca 2010

Cień SPD

Tak wspaniała, ciepła i słoneczna pogoda, że nawet wiatr dziś w niczym nie przeszkadzał. Właściwie, to nawet nie chciało się jeździć chwilami.
Na dziś jedyną oczywistością był wyjazd na Gliwicką Masę Krytyczną. Zebraliśmy się więc z Januszem nieco wcześniej, by trochę pokrążyć po okolicy, a skończyło się na tym, że usiedliśmy na ławeczce w parku JPII i przesiedzieliśmy tam sporo czasu. Gdy nam się już znudziło słuchanie krzyczących dzieci, postanowiliśmy jechać do centrum, do skweru za pomnikiem Pstrowskiego, by tam znów chwilę wypocząć podziwiając kaskady wody w tamtejszej fontannie. Oczywiście Janusz był zwolennikiem siedzenia na ławce, ja natomiast siodełku, a tryskająca we wszystkie strony w silnym wietrze woda z fontanny aż kusiła. Nie dałem się długo prosić i przemknąłem na rowerze przez fontannę. Jak małe dziecko...
Z nadmiaru czasu, by odwieść mnie od kompletnego przemoczenia, udaliśmy się jeszcze do parku za Matejki, ale tam błoto zniechęciło nas do brnięcia głębiej w las. Strategiczny odwrót i pojechaliśmy na pl. Wolności rozejrzeć się, czy przypadkiem nie odbędzie się jednak planowana na dziś pierwsza Zabrzańska Masa Krytyczna. Nie odbyła się, więc spokojni obraliśmy nasz właściwy cel, czyli pl. Krakowski w Gliwicach, skąd co pierwszy piątek miesiąca rusza Masa. Oczywiście przybyliśmy za wcześnie, ale tym razem już nie chciało nam się krążyć, a i ekipa szybko się zbierała.
Dołączył do nas i Daniel, który testował dziś swój niedawny nabytek - pedały i buty SPD. Spodziewaliśmy się, że przyjedzie już co najmniej poharatany, jeśli nie połamany, on jednak postanowił na złość nam przyjechać bez najmniejszych problemów. Oczywiście, na samej Masie było już inaczej, ale o to zapytajcie go sami.
Wracając jednak do tematu Masy, to rozpoczęła się tradycyjnie z małym poślizgiem. Na czele peletonu tradycyjnie jechał Ojciec Dyrektor, wyposażony w nowy sprzęt nagłaśniający w postaci megafonu zmontowanego na bagażniku rowera. A dalej my, cała masa na w liczbie około stu osób, choć prawdę powiedziawszy, wydawało mi się, że jechało nas nieco więcej. Ale zaufajmy organizatorom. Przejazd przebiegł bez żadnych komplikacji i utrudnień, a ja beztrosko oddawałem się fotografowaniu wszystkiego i wszystkich. Oczywiście wszystko, co dobre, szybko się kończy, i tak Masa też minęła dość szybko, mimo, że jeździliśmy wspólnie około 1,5 godziny.
Mając jeszcze dużo chęci do jeżdżenia, wybraliśmy się na lotnisko, na którym jakoś niespecjalnie zachwycili nas spadochroniarze, a następnie wróciliśmy do centrum Zabrza znów podziwiać fontannę, która wieczorem jest podświetlana. Może staliśmy się bardziej wybredni, ale chyba kiedyś fontanna wyglądała bardziej efektownie, zaskakiwała mnogością wariantów wypluwania z siebie wody i grą kolorów. Dziś wydawała się jakaś monotonna i ogólnie nieatrakcyjna, nawet dla obiektywu aparatu. No cóż, nie można mieć wszystkiego.
Na koniec odprowadziliśmy towarzystwo do Rokitnicy i już sami, z Januszem udaliśmy się do "hołm, słit hołm". Jeszcze tylko Janusz zgrał mi u siebie zdjęcia i już samotnie wyruszyłem do domu odbywając przy tym moją rundę honorową, która właściwie dziś, zważywszy na porę, była lekko bez sensu, a któż mnie tam zrozumie...


Gdy zawiało, wiele się działo :)

Duże dziecko + fontanna xD

W oczekiwaniu na Gliwicką Masę Krytyczną na pl. Krakowskim.

W Masie. Ul. Piwna, następny był podziemny parking pod Forum xD

Nawet samolot zdawał się znudzony wieczorem lotnisku.

Czekaliśmy na mrok, a słońce jak na złość, wciąż rozświetlało niebo. 

Więcej MASAkrycznych zdjęć znajdziecie tutaj:
2010-06-04 Gliwicka Masa Krytyczna

1 komentarz :

Śmiało, zostaw komentarz :)