wtorek, 11 maja 2010

Prawie jak Dolomity

Tej wyprawie nie przeszkodziła nawet przechodząca burza połączona z oberwaniem chmury. Byliśmy już na drugim krańcu naszej umiłowanej ścieżki rowerowej do Rokitnicy, gdy z nadciągających za nami chmur zaczęły spadać złowrogo wielkie krople, a niebo przeszył ryk grzmotu, jakby odzew na wcześniejszy błysk. Nie zastanawiając się długo skryliśmy się pod zadaszeniem dawnej stacji CPN i tam spokojnie przeczekaliśmy deszcz wspominając z Januszem chwilę temu pobity rekord prędkości na rowerze - ponad 60 km/h. Deszcz, deszczem, ale ileż można czekać? Nieco zniecierpliwieni odzialiśmy się w profilaktycznie spakowane do plecaków kurtki przeciwdeszczowe i udaliśmy się na umówione miejsce spotkania. Dziś mieliśmy spotkać się z Danielem. Po krótkim przywitaniu i uroczystym naklejeniu naklejki "bazarowerów.pl" Daniel postanowił pokazać nam Dolomity. Już na starcie bardzo przypadły nam do gustu ogromne połacie piachu i przekopane wszelakie oznaki asfaltu na drogach w Stolarzowicach. Dalej leśna droga, równie atrakcyjna, zwłaszcza, że Daniel wybrał (nie)znaną sobie drogę, która zawiodła nas na skraj skarpy w okolicach dawnego kamieniołomu, a przyznać trzeba, że widok tam był doprawdy piękny. Dalej zaczęły się tak zwane ekstremy, czyli wszelkiej maści błoto, powalone drzewa, błoto, kamienie, błoto - krótko mówiąc to, co najlepsze. Tak wybrnęliśmy na bajeczną łąkę, która z bajką miała wspólne jedynie widoki. Jadąc tak i podziwiając widoki padł okrzyk stop! Janusz złapał gumę... Jednak godziny spędzone w zimę na forach internetowych nie poszły na marne. Janusz szybko zdjął dętkę, ja wypatrzyłem dziurę, do której wkrótce dostęp powietrza zamknął zgrabny supeł. Teraz Daniel przyczynił się do założenia opony i chwilę później jechaliśmy już powoli biorąc tak zwany taktyczny odwrót. Na koniec postanowiliśmy jeszcze skorzystać z usług miejscowej myjni samoobsługowej i oczyściliśmy nasze stalowe rumaki. Głupi to był widok, kiedy my, ochlapani po same uszy, a rowery prawdziwy błysk. Na szczęście było już dość ciemno...

Na dobry początek ulewa.

To nie Jura, ale piękny kamieniołom...

Wodoodporni.

Idylla, sielanka, piękno, bajka i pana...

W niebie musi być pięknie.

Na koniec fotka "rodzinna". Brudni ludzie na czyściutkich rowerach.

1 komentarz :

  1. Jazda była super, trochę nogi przy podjazdach nie domagały ale i tak był czad. Ten kapeć 15km od domu bezcenny :D

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, zostaw komentarz :)