sobota, 8 maja 2010

Rowerowo i kulturalnie

Obiecanki cacanki, a może jednak nie? Dziś cel był jasny i wytyczony od dłuższego czasu: Gliwicka Masa Krytyczna. Wybieraliśmy się, a bardziej Janusz się wybierał, już od dawna, a przynajmniej początku sezonu. Zawsze coś jednak wypadało: to części z rowera odpadły, to inne sprawy... Ostatecznie jednak efekt końcowy się liczy, prawda?
Przygoda zaczęła się już w naszej dzielnicy, gdzie się spotkaliśmy i obraliśmy kurs na Gliwice. Zanim jednak tam dotarliśmy, natrafiliśmy na wolno stojącą TEM2 ze składem wagonów pełnych czarnego mazidła o bliżej niesprecyzowanym pochodzeniu. Podążyliśmy tym tropem, a na końcu... znów TEM2. Skład, jak przed chwilą się dowiedziałem, miał 68 wagonów, co daje ponad 979 metrów długości plus dwie lokomotywy, czyli w sumie 1013,6 metra! Ponad kilometrowy skład, to już coś pięknego i ciężkiego, bo obie lokomotywy na pełnych obrotach miały problem ruszyć z miejsca. No cóż, przecież TEM2, czyli SM48 po modernizacji, to tylko ciężki spalinowóz manewrowy o skromnej mocy 880 kW i maksymalnej sile pociągowej 38 000 kG. Jeśli jeden wagon waży wg. ładowności i masy własnej ok 20 000 kG, razy 68 i plus dwie lokomotywy o wadze 116 000 kG, to skład ważył 1592 ton.  Chyba zdecydowanie więcej niż przewiduje uciąg lokomotyw...
Po tym krótkim rozmyślaniu udajemy się w dalszą drogę. Postanowiłem wpierw pokazać Januszowi kilka miejsc po drodze, bo czasu i tak było dość i tak zwiedziliśmy niemal całe Żerniki od strony lasu, a później przejechaliśmy pod opisywaną niedawno najstarszą w Gliwicach wieżą ciśnień, która już z daleka nieśmiało wychylała swój szpiczasty kapelusz-dach zza drzew. Nie minęło wiele czasu i byliśmy już na pl. Krakowskim. Przed czasem, i to zdrowo, więc cóż tak głupio siedzieć i czekać? Objechaliśmy okolicę, podjechaliśmy na rynek i znów z powrotem na plac a i tak czasu zostało. Na szczęście zjawiało się już coraz więcej rowerów, a i rozstawiająca się grupa teatralna pochłonęła część naszej uwagi, więc czas szybko już zleciał.
Cała masa dość sprawnie się zebrała, by po części formalnej, tzn losowania nagrody i kilku drobnych uwag, ruszyć we wspólną drogę. Ponad setka (zdaniem manualnych liczarek 115-117) ludzi na rowerach przemieszczających się w tym samym kierunku i czasie to dość ciekawe zjawisko drogowe. Wspólnie przemierzyliśmy około 10 km w całkiem spacerowym tempie, by każdy dał radę. Tutaj znajdziecie obszerną galerię. Dla wytrwałych quiz pod tytułem "gdzie jest Nemo", czyli znajdź mnie w rzucającej się w oczy pomarańczowej koszulce.
Po dobrej zabawie postanowiliśmy zostać na ciekawie zapowiadającym się spektaklu, który okazał się odbyć około 21:30. Żeby nie marnować zbytnio czasu udaliśmy się na Gliwickie lotnisko i tam podziwialiśmy chwilę powietrzne akrobacje spadochroniarzy. Gdy nadszedł czas, obraliśmy kierunek znów na pl. Krakowski, by tam już chwilę odczekać do przedstawienia. Co z tego, że spektakl był w niezrozumiałym, chyba rosyjskim, języku. Właściwie to były ze dwa monologi, a poza nimi cała masa udźwiękowionych pokazów taneczno-teatralnych z włączeniem fajerwerków, płonącego okręgu, znakomitych efektów świetlnych i dwóch czarnych BMW poruszających się z piskami opon po dość małym obszarze sceny. Do końca nie wiem o czym traktowała ta sztuka, jednak domyślam się, że motywem przewodnim była wojna i jej wpływ na ludzkie relacje. Trudno mi powiedzieć cokolwiek więcej na ten temat.
Nadszedł czas powrotu w nieprzyjemnym chłodzie i wilgoci, co nie było zbyt przyjemne zważywszy, że wcześniej już zrobiliśmy jakieś 60 km, a później ponad 1,5 godziny siedzieli w chłodzie i niewygodzie podziwiając spektakl. Jednak bez ociągania, za to z kompletnym oświetleniem, udaliśmy się głównymi, acz niesamowicie pustymi drogami do domów... Na liczniku 75 km, na termometrze 14°C, a na zegarku w telefonie same zera...

Początek ponad kilometrowego składu.

Zbiórka na pl. Krakowskim.

Peleton w centrum Gliwic, na środkowym pasie. Cool!

Latający zabytek wynoszący spadochroniarzy w przestworza.

"I płonie, płonie, płonie, płonie pieśń żywym ogniem
I po mnie już, po mnie..."

Turbodymomen - tylko to mi się skojarzyło xD
Na rolkach, z racą w ręku wśród kłębów białego dymu...

"z piskiem opon wywołującym ból zębów
zatrzymuje się przede mną oto lśniące BMW
zza przyciemnionej szyby łysy czort spogląda złowrogo
myślę: Boże, czyżbym długi miał u kogoś?..."

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Śmiało, zostaw komentarz :)