Dziś nieomal historyczna chwila. Ale to za chwilę, bo tak jak cały ten dzień, i ten post będzie trudny. Od samego rana poddany byłem dziś próbie na cierpliwość, więc po południu postanowiłem, że nawet gdyby grzmiało i lało z nieba ścianą wody, pojadę gdziekolwiek. Niespodzianka była jednak taka, że wbrew oczekiwaniom popołudnie było piękne i ciepłe, aż odezwało się we mnie moje leniwe jestestwo. I tak raz obudzone przypominało już o sobie co chwila, coraz skuteczniej. Telefon do Janusza i chwilę później mknęliśmy już w dal na naszych rowerach. Pierwszym celem był szyb Maciej. Przemknęliśmy przez opustoszały parking M1 i już pierwszy cel osiągnięty. Dalej udaliśmy się leniwym tempem przez os. Waryńskiego do Alei Korfantego, a z niej do parku, nad którym przebiega. Tu jeszcze było widać (i czuć), że jeszcze niedawno ścieżkami płynęła sąsiednia Bytomka. Nam jednak woda i błoto nie straszne i tak jechaliśmy sobie przez ów park jeden i kolejny, chwila przerwy na wylegiwanie się w słoneczku na ławeczce i znów leniwie do kolejnego parku, tym razem przy os. Kopernika. Następnie przejazd przez Mikulczyckie parki wzdłuż potoku Mikulczyckiego i po głębszym zastanowieniu jeszcze dojechaliśmy na nasz ulubiony wiadukt nad DK88. Tam zrobiłem kilka kółek i nastała historyczna chwila, gdy licznik wskazał pierwszy tysiąc kilometrów i złowieszczo zamrugał przypominajką, że czas na generalny przegląd podzespołów rowerowych. Ostatecznie po dojeździe do domu licznik wskazuje 1004,8 km. Jak na dość krótkie wypady i częste unieruchomienie spowodowane deszczem, to całkiem nieźle.
|
Jeszcze chwila, jeszcze kilka metrów i... |
|
i jest. Mój pierwszy tysiąc udokumentowany przez licznik. |
Należą się gromkie gratulacje. Następny tysiąc to kwestia zapewne tych wakacji. Dla takich momentów warto pedałować.
OdpowiedzUsuń